Albert Bell's Sacro Sanctus- Ad Aeturnum [Metal On Metal Records; 2016]
Jeżeli ktoś śledzi maltańską scenę doommetalową (wiem, że brzmi to abstrakcyjnie, ale znam takie osoby), to na pewno wie, kim jest Albert Bell. Facet jest filarem kilku doskonałych kapel, na czele z Nomad Son. Ad Aeturnum to druga solowa płyta wyżej wymienionego.
Albert trzyma się na niej ścieżki obranej na pierwszej płycie. Klasyki doomowego grania zmieszane w jedno… Witchfinder General? Jest, i to w dużej ilości. Cathedral? A jak! Saint Vitus? Koniecznie! Brzmienie instrumentów też oddaje hołd starym pionierom sceny. Te inspiracje składają się na dobre 70% albumu. A reszta? Cóż, specyficzny wokal Bella nadaje tutaj dodatkowego klimatu. Paradoksalnie, brak geniuszu wokalnego na poziomie Erica Wagnera wyszedł tu na plus, gdyż szorstki głos Bella i lekkie naleciałości muzyczne sprawiają, że Sacro Sanctus zostaje uzupełnione o dodatkowy składnik, tj. Triptykon. Do tego chóry czy klawisze, które dodają podniosłości (i nie są cukierkowe i natarczywe, jak przeważnie ma to miejsce) i klimatu.
Skupmy sie na chwilę na owym klimacie. Sacro Sanctus ma ciekawy temat przewodni: czasy krzyżowców i krucjat. Teksty odnoszą się do okresu, gdy na Jerozolimę uderzyli rycerze wykonujący barbarzyńskie rozkazy papiestwa. Metal on Metal bardzo pomógł Bellowi w realizacji tego konceptu, bo płyta wydana jest prześlicznie. Design książeczki przypomina karty kronik historycznych, album posiada też aż cztery okładki (z których, notabene, ta promująca wydawnictwo jest niestety najsłabsza), co tworzy wspaniały klimat. Niesamowite w tym dziele jest to, że będąc aż do bólu zwolennikiem klasycznego grania i tworząc płytę na wskroś oldschoolową, Sacro Sanctus wnosi jednak bardzo dużo nowatorstwa do muzyki. To doskonały album, niezależnie od tego, czy chcemy słuchać go w zaciszu domowym, czy z pokładu trebusza mającego zburzyć mury Jerozolimy.
Wojciech Michalak