SIGH (Jap) – SCORN DEFEAT (1993) – Tape reissue by Equilibrium of Noise MC (Pol)
Pisanie o zespole pokroju SIGH to zadanie nietuzinkowe. Nie mówiąc już o recenzji takiego dzieła jak Scorn Defeat, które ukazało się pierwotnie w barwach Deathlike Productions w 1993 roku i wydanego ponownie przez polską Equillibrium of Noise w 1997 r. we wspaniałym formacie kasetowym. Tak, to świetna formuła wydania w przypadku SIGH. Usłyszałem o nich po raz pierwszy dzięki ich drugiemu demo Tragedies. Wtedy to właśnie, czyli w okolicach roku 1990, SIGH wyprzedzał już większość współczesnych sobie kapel, a to dzięki szalonemu użyciu klawiszy w swojej twórczości – rzeczy zupełne nie do pomyślenia w przypadku ortodoksyjnych kapel gatunku black/death i totalnego, antymuzycznego podejścia zespołów klimatu grind/noisecore. Ten album to kolejny krok w kierunku poszerzenia koncepcji metalu ekstremalnego, który w rezultacie doprowadził do powstania prawdziwego dzieła, jakim jest Scorn Defeat i który od 20 już lat udowadnia, że muzyka SIGH jest z wydawnictwa na wydawnictwo coraz lepsza.
Ciężko chyba jeszcze powiedzieć coś, co nie zostało dotąd powiedziane o wkładzie zespołu SIGH do kanonów awangardowego metalu, wkładzie potwierdzającym, że muzyka, którą kochamy, może być zarówno podziemna, jak i niesamowicie pomysłowa. Scorn Defeat to niewątpliwie jedno z najwybitniejszych dokonań zespołu, poszerzających granice metalu, przy jednoczesnym zachowaniu tak swoistego dla SIGH charakteru outsidera. Bo SIGH to z pewnością jeden z najbardziej eksperymentalnych zespołów naszej sceny; zespół stricte podziemny i przez to uwielbiany przez absolutnie zagorzałych fanów podziemia na całym świecie. Pozwólcie, że dodam coś od siebie na temat tego wydawnictwa - absolutnie obligatoryjnego dla każdego fana podziemnego metalu.
Wszystkie kawałki są długie i zróżnicowane, w rezultacie odnosi się wrażenie, że SIGH opowiada swojego rodzaju historię z częstymi zwrotami akcji, zmianami nastroju, wzmagając tym samym efekt oddziaływania na słuchacza. A Victory for Dakinina to kawałek, który zawiera nawet elementy jazzowe, i co dziwniejsze, grindowo-punkowe, które pasowałyby bardziej na jakiś album EXIT-13 niż do black metalu. Dodajcie do tego wszystkiego jeszcze przeróżne wpływy muzyki klasycznej ze świetnymi chórkami pełnymi melancholii, ponure klawisze, mnóstwo klimatu doom/gothic, genialne partie wokalne – wszystko zmieszane w blackmetalowym kotle… i oto właśnie macie zespół SIGH. Nie wszystkim będzie dane polubić ten stuff, musicie go najpierw osobiście posmakować. To po prostu trzeba włączyć na maksa w swojej sypialni i pozwolić swojemu umysłowi na zrobienie reszty.
Wpływy klasyczne słyszalne są na wstępie do The Knell, by po chwili przeistoczyć się w totalną atmosferę BATHORY. Prostota tego utworu przypomina o pierwszych albumach tej szwedzkiej legendy, a nawet o pierwszej epce SODOM. Innymi słowy, SIGH to zespół, który potrafi przeskoczyć z wielce skomplikowanej muzyki do totalnego prymitywizmu w przeciągu zaledwie sekund – nieczęsta sprawa na scenie muzycznej, a nie mówimy tu tylko wyłącznie o metalu.
Jasne, że podobne patenty uskuteczniane były przez sporo innych kapel już w połowie lat 90. i po roku 2000, ale nie zapominajmy, że to właśnie SIGH pokusiło się o ten krok o wiele wcześniej, to jest w czasach, kiedy ludziom nawet nie śniło się, że można pozwolić sobie na tak łamiące kanony metalu patenty. Ich awangardowe podejście pokazuje wyraźnie, dlaczego SIGH cieszy się tak wielką estymą i pozostaje zespołem, który nigdy specjalnie nie przejmował się granicami wolności twórczej ściśle określonymi przez tradycjonalistów.
Mając na uwadze ową filozofię wolności artystycznej, At My Funeral podąża ścieżką eksperymentu i paradoksalnej specyfiki SIGH, zachowując niekonsekwencję, która czyni ich muzykę tak wspaniałą i kuszącą, i to nawet w 23 lata po premierze albumu. Kolejny kawałek, Gundali, to utwór wręcz łamiący kark, a to za sprawą jedynie bębnów i potężnych klawiszy. To wszystko kończy się wibrującym, ale bardzo spokojnym solo odegranym na pianinie. Super!
Kolejny utwór, czyli Ready for the Final War, pomimo klawiszy i powolnego rozkręcania się, to pierdolony blackmetalowy track, który przynosi nam bardzo ładne wpływy BATHORY, ale, co należy podkreślić z całą stanowczością, z wyjątkowym charakterem SIGH. I ten właśnie charakter to jest właśnie to, co czyni niniejszy utwór wyjątkowym – to SIGH, więc wiemy, że coś będzie się w tym utworze działo i zmieniało. Końcówka jest bowiem mocno doom`owa, z mocnym użyciem obskurnych partii pianina. Odnosi się wrażenie, że oglądamy film.
To wspaniała ścieżka filmowa wyprawy do piekła, szczególnie, kiedy odpalimy kolejny kawałek, czyli Weakness Within, tj. najkrótszy utwór na niniejszym albumie. Krótki, ale za to bardzo oryginalny. I na koniec mamy jeszcze Taste Defeat, prawdziwie epicki hymn potępiający wszelkie religie, pojęcie fałszywego boga i zbawienie ludzkości. Wszystko to zaserwowane w nieortodoksyjnym sosie SIGH.
Kończąc pisanie o tym mistrzostwie świata obskury, wszystko, co mogę powiedzieć to to, że ich miejsce w muzeum metalowych osobliwości jest pewne po wsze czasy, bo SIGH to zespół, który zasługuje na specjalne uwiecznienie na naszej scenie, a to nie tylko dzięki ich uporowi, ale również poprzez fakt, że nigdy nie bali się walczyć z ustalonymi uprzednio formami muzycznej ekspresji i postawili granice działalności artystycznej bardzo wysoko. I już tylko ta odwaga jest wystarczającym powodem na zasłużone miejsce SIGH w muzeum metalu. Dzięki swojej genialnej muzyce ci goście zajmują jedno z najznakomitszych miejsc w panteonie twórców metalowej sztuki! Cristiano Passos