CULTES DES GHOULES — Sinister (CD, Under The Sign Of Garazel, 2018)
Jak miło, Czarci przywołali nowe bluźniercze dzieło Cultes Des Ghoules! Nie ukrywam, że bardzo byłem ciekawy, w którym kierunku będzie zmierzać nowy album Cultes. Poprzednie dzieło „Coven” przypominało bardziej soundtrack do filmu Trevora Haywarda „THE VVITCH” i miało nieco inny charakter i powiem Wam, że spodziewałem się po tym materiale podobnego klimatu, jednak „Sinister” nie jest bezpośrednią kontynuacją „Coven”. Oczywiście nie wybiega to poza stylistykę, do której przyzwyczaił nas Cultes, jest tu kilka wspólnych elementów, które składają się na wyrazisty styl tego wyjątkowego zespołu, jednak mowy materiał wydaje się bardziej zróżnicowanym dziełem posiadającym w sobie spory ładunek skondensowanej energii, ale jest tu też miejsce na niezwykłą atmosferę, do której przywykliśmy. I tak od pierwszych taktów „Children of the Moon” mamy do czynienia z bardzo hipnotycznym, niemal transowym klimatem, okraszonym niesamowitymi partiami klawiszy, które tworzą wyjątkowo upiorną atmosferę rodem z klasycznych filmów grozy; opętańcze wokale jeszcze bardziej potęgują to wrażenie. Kolejny akt szaleństwa to 11-minutowy „Woods of Power”, wyjątkowo ponury i złowieszczy utwór na tym krążku; czuje się tu niemal namacalnie obecność Diabła…; jęki umęczonych dusz w tle kojarzą się momentami z dziełem Hellhammer „Triumph of Death”, co w połączeniu z tym mizantropijnym klimatem, uderza w słuchacza całunem Mroku, jakiego dotąd nikt nie doświadczył; kompozycja przechodzi w pewnym momencie w totalną nawałnicę, gnając do przodu niczym opętańczy korowód czarcich pomiotów, cuchnie to przy tym trupim jadem i zgnilizną rozpadających się mogił, jest sporo zmian tempa: od wolnych wgniatających w podłoże fragmentów do ultra szybkich ataków. Słuchając tego albumu, nie sposób się nudzić, warto również zwrócić uwagę na niesamowite partie klawiszy, które tworzą cholernie mroczny klimat. „Day of Joy” to kolejny niemal 12-minutowy cios w potylicę; szybkie i średnie tempa wgryzają się pod czaszkę z tak wielką intensywnością, że trudno to wytrzymać, na szczęście kompozycja jest dość zróżnicowana i pewnym momencie przechodzi w marszowe bujające tempo z tym opętanym szaleństwem wokalem siejącym skutecznie zarazę. „Sinister” to zdecydowanie bardziej agresywny album, nawiązujący nieco do swoich pierwocin, słucha się tego z niewymuszoną przyjemnością… Coś niesamowitego jak ta Muzyka działa na wyobraźnię… „The Serenity of Nothingness” to kolejny atak Mroku, który nieustannie wylewa się z głośników. Zespół w mistrzowskim stylu potrafi nadać Muzyce Diabolicznej atmosfery z Piekła rodem. Plugawe brzmienie nadaje tym dźwiękom wyjątkowego charakteru, przywołując przy tym klimat wczesnych dokonań greckiej Necromantia. Piąty utwór zamykający całość albumu to prawie 13-minutowy „Where the Rainbow Ends” i powiem Wam, że i w tym numerze dzieje się naprawdę sporo. Warto również zwrócić uwagę na niesamowitą okładkę autorstwa Mar.A. zdobiącą nowe Dzieło Cultes. „Sinister” to jedna z ciekawszych propozycji tego zespołu, jestem więcej niż pewny, że wielu z Was doceni zawartość tego albumu. Nie zwlekajcie, by sięgnąć po to dzieło i zatopić się w tej wyjątkowej atmosferze…
Necro