DESTROYERS – Dziewięć Kręgów Zła; CD, Putrid Cult 2020.
Nie ukrywam, że od dawien dawana czekałem na taki właśnie album. Cieszy to, tym bardziej że mamy tu do czynienia z zespołem, który wraca na scenę po 30. latach niebytu, w naprawdę pięknym stylu – mowa o bytomskim Destroyers i ich premierowym albumie Dziewięć Kręgów Zła. I choć od premiery The Miseries of Virtue mija w tym roku 29 lat, słuchając premierowych utworów, jedno jest pewnie – warto było czekać na ten album serwujący nam doskonałą porcję klasycznego Heavy Metalu. Dodam jeszcze, że jest to jeden z nielicznych przypadków, gdzie po tak długiej przerwie zespołowi udaje się stworzyć dzieło będące kontynuacją stylistyki znanej z poprzednich albumów. Chłonę ten materiał już któryś dzień z rzędu i nie mogę się nadziwić, jak udało się Panom z Destroyers w tak namacalny sposób oddać staroszkolnego ducha Metalu lat 80. Do tego wszystko zagrane jest ze znacznie większym pazurem i zadziornością, jakiej na poprzednich dziełach Destroyers (aż tyle) nie było. Całość brzmi naprawdę mocarnie, zachowując swoją klasyczną tożsamość. Jak widać, nie tylko wino nabiera mocy z czasem, słucha się tego albumu z wypiekami na twarzy – ależ to ma moc.
Niewielu udaje się wrócić z tak wielkim przytupem, pozwolicie, że zanim omówię poszczególne utwory, poruszę jeszcze jeden temat związany z warstwą liryczną tego albumu. Spotkałem się już z falą krytyki tych tekstów i powiem szczerze, uważam, że liryki zwarte na tym albumie idealnie pasują do klimatu muzyki. Zresztą czy to odosobniony przypadek gdzie tematy zawarte na metalowych albumach poruszają zagadnienia Sexu, Przemocy czy mości Diabła?
Czy aby owe ingrediencje to niezbędne składniki w tyglu klimatów, które w odpowiednim stężeniu gwarantują nam coś niezwykle interesującego? Owa mikstura wymieszana w kotle Destroyers wraz potężnie brzmiącym Heavy Metalem działa niezwykle pobudzająco – wszystko wręcz pulsuje niespożytą energią i czymś mega rozweselającym. Myślę, że w dzisiejszych ponurych czasach taka porcja wesołości dostarcza nam potężne pokłady radości, a przecież w tym wszystkim o to właśnie chodzi.
Zostawmy na razie teksty i skupmy się na poszczególnych utworach. Jako pierwszy wyłania nam się bardzo energetyczny Zemsta roninów: mięsiste brzmienie pompuje w nas potężną energię, słucha się tego naprawdę fajnie, czuje się tę radość grania… Panowie z Destroyers przezywają najwyraźniej drugą młodość, oddając swoim wiernym fanom kawałek naprawdę dobrego Heavy Metalu.
Drugi utwór, zatytułowany Jeszcze gorsi to prawdziwy Heavy Metalowy Hymn z doskonałym tekstem w idealny sposób oddającym obecną rzeczywistość – to zdecydowanie mój faworyt na tej płycie, prawdziwy Heavy Metal na sterydach; pulsuje niezmienną energią i już wyobrażam sobie, jak ten numer zabrzmi na koncertach. Noc Lubieżnych Ciał to pierwszy z kilku numerów na tej płycie o tematyce erotycznej, z ciężkim masywnym brzmieniem na podkręconym tempie.
Jest w tym sporo Power Metalowej energii i iskrzących solówek, w tym jedna przywołująca pewien motyw znany nam z twórczości Megadeth (bynajmniej nie przeszkadza mi to, bo idealnie pasuje do całości).
Warto również dodać, że w tekst w misterny sposób został wpleciony fragment XIII Księgi Pana Tadeusza autorstwa Aleksandra Fredy. Ciekaw jestem czy autorowi spodobałoby się takie połączenie, bo jak dla mnie idealnie się to ze sobą zgrało.
Czarna Śmierć to kolejny hit na tym albumie, z siarczystym Judasowym brzmieniem gitar i fajnym tekstem gdzieś delikatnie nawiązując do obecnych czasów, choć traktuje o średniowiecznym pomorze – wokale Marka Łozy robią tu dobrą robotę.
Wszetecznica: numer rozpoczynający się akustycznym wstępem, to kolejna dawka siarczysto brzmiącego Heavy Metalu z opowieścią o córce rzymskiego patrycjusza Spuriusza Lukrecjusza Tricipitina. Krwawa Hrabina – przywołuje opętaną przez rządzę krwi Elżbietę Batory. Jak widać, Marek Łoza lubi czerpać inspiracje z historii i legend barwnych postaci, które za sprawą jego opowieści na powrót mogą choćby na chwile ożyć, tworząc wspaniały łącznik z Heavy Metalem najwyższej próby.
Bal kolejny numer z tekstem traktującym o Sexie.
Całość zamyka tytułowy numer Dziewięć Kręgów Zła. Myślałem, że inspirowanym Boską Komedią Dante Alighieriego, ale jak widzę zespół wymienia tu jako inspirację Agni Parthene – Hymn św. Nektariusza.
Tak czy inaczej, temat jak najbardziej pasujący do mocarnie brzmiącego Heavy Metalu ze szczyptą Power, robi tu powalające wrażenie.
Na koniec dodam, że autorem okładki do nowego dzieła Destroyers jest nikt inny jak Jerzy Kurczak, to taki kolejny ukłon do starych dobrych czasów.
Reasumując całość, nie ma tu słabego utworu, słucha się tego z rozdziawioną gębą i powiem Wam, że nie często zdarza mi się słuchać non stop jednego albumu kilka dni z rzędu. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z zawartością tego dzieła, koniecznie sięgnijcie po nie, a na pewno na Waszych twarzach będzie niezmiennie gościł radosny uśmiech. Można je nabyć bezpośrednio u wydawcy www.putridcult.pl.
Jeszcze jedna ważna informacja – planowana jest również anglojęzyczna wersja tego albumu w wersji CD i LP.
NecronosferatuS