CORONER 25.11.2011
CORONER 25.11.2011
Mega Club - Katowice
Ta data na długo pozostanie w pamięci wielu metal maniaków jako jedno z ważniejszych wydarzeń roku 2011.
I oto wyśnił się kolejny sen po 22 latach było mi ponowne dane zobaczyć na żywo prawdziwą legendę Szwajcarskiej metalowej sceny Coroner, aby było to jeszcze bardziej niezwykłe bo owe trio zagrało tym razem w moim rodzinnym mieście. Na koncercie pojawiłem się prawie na styk wszystko tym razem było zapięte na ostatni guzik, rozkład jazdy odbył się niezwykle sprawnie prawie bez żadnej osuwów. Tu wielki szacunek dla Tomasza (Knockout) który jako organizator koncertu dopilnował by wszystko było perfekcyjnie przygotowane. Jako pierwszy wyszedł na deski sceny Obscure Sphinx i prawdę mówiąc nie powaliła mnie ich muzyka, cóż myślami wybiegałem daleko do przodu wyobrażając sobie występ który miał nastąpić po koncercie wyżej wymienionego zespołu, pierwsze co mnie mile zaskoczyło to fakt sporego tłumiku metalowej gawiedzi która licznie przybyła na owy koncert, co prawda spora cześć w dość w ostentacyjny sposób manifestowała swoją lubość do Amon Amarth dumnie nosząc koszulki tego zespołu mimo to, wielu bynajmniej nie czekało na występ gwiazd tego wieczoru, a właśnie weteranów Szwajcarskiej metalowej sceny CORONER, który dla wielu był najjaśniejszym punktem tej imprezy gromadząc licznie przybyłą metalową brać z całej polski, spotkałem tu sporo znajomych z różnych części kraju. To było kolejnym miłym akcent tej imprezy.
To niezwykłe wydarzenie otworzyła „Golden Cashmere Sleeper” bardzo przestrzennie brzmiąca kompozycja z bardzo mrocznym i nieco niepokojącym gitarowym riffowaniem raz po raz przeszywanym wyjątkowymi solówkami Tommy'ego Vetterli to prawdziwy mistrz potrafiący grac tak gęsto i przy tym z wielką finezją, że nie potrzeba 2go gitarzysty by muzyka była wystarczająco bogata w dźwięki, jeszcze raz sprawdziło się, że najlepsze składy zespołów to tria MOTORHEAD, VENOM, BATHORY, BACKWATER stary dobry CELTIC FROST, EXCITER czy DESTRUCTION są tego doskonałym przykładem, CORONER udało się wynieść swoją muzykę w nieco inny wymiar , w doskonały sposób łącząc w swojej muzyce brutalność z techniką na miarę mistrzów RUSH tylko w przypadku Szwajcarów muzyka mimo wszystko ma ten bardzo mocny thrash metalowy pierwiastek i choć całość brzmi ciężko, sporo tu wirtuozerii na marę progresywnych zespołów ,całość zdecydowanie wykracza po za ramy typowej metalowej konwencji, kolejnym numerem tego wieczoru znany nam dobrze z albumu Grin „The Lethargic Age” i tu zespół w pełni stanął na wysokości zadania serwując nam kawał technicznego i bardzo energetycznego grania.
Nie sposób w trakcie koncertu nie zwrócić uwagi na gitarowe ozdobniki które w mistrzowski sposób dodają każdej kompozycji dodatkowego szlachetnego szlifu, jako trzeci pojawiły się na set liście kolejne utwory z Grin „Internal Conflicts”, „Moving Serpent” i „Status: Still Thinking” I Choć w łapczywy sposób pożerałem każdy dźwięk, co raz bardziej traciłem nadzieję, że usłyszę coś z wczesnego repertuaru zespołu, w myślach roztaczając jak było by super usłyszeć na żywo coś z RIP np : Fried Alive, Coma czy Spiral Dream już nie wspomnę o numerach z Death Cult czy choć by coś z Punishment of Deadecne lub No More Color z drugiej strony jednak mogłem poznać utwory których zespół nie grał podczas pierwszego pobytu w Polsce bo jeszcze wtedy się nie narodziły ,jak się później okazało trio z Zurychu skupiło się przede wszystkim na kompozycjach z dwóch płyt „Mental Vortex” oraz „Grin” i tak pojawił się jako następny niezwykle ekspresyjny „Divine Step” i choć zespół zachowywał się na scenie dość statyczne, to w jak perfekcyjny sposób odegrał całość koncertu była powalająca, kolejny cios to „Semtex Revolution” z totalnymi gitarowymi wariacjami na temat ,to również numer z „Mental Vortex” o dziwo pod sceną sporo osób żywiołowo reagowało na dźwięki wydobywające się z głośników ,chwile po zakończeniu „Semtex Revolution” zabrzmiał kolejny sztandarowy numer „Metamorphosis” i tu nie zabrakło iskrzącej solówki nadającej kompozycji niezwykłego charakteru, nie zabrakło również „Grin (Nails Hurt)”.
Micha ucieszyła mi się bardzo kiedy rozbrzmiały pierwsze takty „Masked Jackal” z „Punishment of Decadence” na bis zespół serwuje wszystkim „Rebord Through Pain” pojawił się również cover w wykonaniu Szwajcarów z repertuaru D.A.F. „Der Mussolini” dodatkowo wspierany vocalnie przez człowieka z ekipy technicznej nadając tej kompozycji chropowatego charakteru tak czy inaczej wyszło to całkiem interesująco, całe przedstawieni trwało niemal 75 minut i było niezwykle ekscytujące pozostawiając niezapomniane wrażenie, i choć pozostał pewien niedosyt bo po cichu liczyłem na więcej numerów z pierwszych trzech albumów, mimo to uważam ten koncert za niezwykle udany i mam nadzieję, że na kolejny występ Coroner w Polsce nie będzie nam dane czekać kolejnych 22 lat i nastąpi to znacznie wcześniej :) - tym bardziej, że sam Coroner wydawał się bardzo zadowolony z przyjęcia publiczności czego miłym akcentem był fakt zagrania bis którego nie powtórzyli podczas koncertu w Czechach .
Leszek Wojnicz-Sianożęcki
Więcej zdjęć z koncertu w naszych galeriach: link