KEEP IT TRUE RISING III 2023

 

Dzień Pierwszy.

Wybierając się na ten festiwal, rozmawiałem z kolegami, którzy od lat jedzą na siostrzany KEEP IT TRUE tak, że z grubsza wiedziałem, czego mogę się spodziewać, ale to, co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Do Wurzburga przyjechaliśmy dzień wcześniej tak, aby nie prosto z podróży iść na koncert, jak potem się okazało, było to zbawienną decyzją.

Po raz pierwszy doświadczyłem czegoś takiego: wyobraźcie sobie – na dwadzieścia jeden zespołów, które zagrały na tegorocznej edycji KEEP IT TRUE RISING III, nie było ani jednego zapychacza. Trudno było zrezygnować z koncertów, które od samego początku trzymały taki poziom. W rezultacie zobaczyliśmy wszystko, a podczas 20-minutowych przerw pomiędzy koncertami buszowaliśmy po stoiskach z płytami niczym małe dzieci w sklepie z zabawkami. Nie było czasu na to, by coś zjeść. Zresztą kto wtedy myślał o takich przyziemnych rzeczach. Chłonęliśmy tę niesamowitą atmosferę: sterty płyt, cała masa wspaniałych wydań. Tak naprawdę można by było zostawić tu wszystkie pieniądze, bez względu na posiadaną kwotę. Musiałem jednak przeglądać to w odcinkach, bo nie chciałem tracić występów zespołów, które nie pojawiają się raczej w naszym kraju na co dzień. No może poza wyjątkiem tych najbardziej znanych jak Doro, Udo, Flotsam And Jetsam, Enforcer i Omen.

Byłem w totalnym szoku, z jakim wyczuciem organizator dobierał zespoły. Znalazło się tu kilka młodych kapel, które mimo to grały na starą nutę i prezentowały bardzo wysoki poziom. Poza tym KEEP IT TRUE słynie z koncertów zespołów, które reaktywują się specjalnie by zagrać na tym festiwalu. To dzięki osobie Olivera Weinsheimera wiele klasycznych kapel reaktywowało się, by uczestniczyć w tym METALOWYM ŚWIĘCIE zwanym KEEP IT TRUE.

Jako pierwszy wyszedł na deski sceny szwajcarski AMETHYST, który ma na swoim koncie zaledwie czteroutworową epkę Rock Knights, materiał został wydany w tamtym roku. Szansa zobaczenia takiego zespołu w naszym kraju jest raczej nierealna, a tu panowie otwierali pierwszy dzień festiwalu, który ma bardzo mocną pozycję w rankingach tego typu imprez. Do tego poziom zespołu zaskoczył mnie – to nie był band z pierwszej lepszej łapanki, jak to zwykle bywa na niektórych festiwalach. Zrozumiałem, że jeżeli poziom pierwszej kapeli otwierającej imprezę jest taki, to z każdym kolejnym zespołem mogę się spodziewać czegoś niezwykłego. I jak potem się okazało – nie myliłem się w tej materii.'

Sama muzyka AMETHYST to klasyczny Heavy Metal mocno osadzony w stylistyce początku lat 80., gdybym nie wiedział, że ten band powstał w roku 2020, spokojnie mógłbym przypuszczać, że ten materiał ukazał się w roku 81/82. To niezwykłe, że młode zespoły potrafią odtworzyć atmosferę tamtego okresu, tworząc równie udaną i niezwykle ujmującą muzykę. AMETHYST zawładnął moim sercem od razu, ich występ okazał bardzo udany a licznie zebrana pod sceną publiczność, przyjęła ich koncert niezwykle życzliwie.

Atmosfera tego festiwalu oczarowała mnie, czuło się tu ta braterską więź publiczności z zespołami.

Kolejny band, który wyszedł na scenę to włoski WITCHUNTER. Ten zespół rozpieprzył mnie na milion kawałków i poraził mnie swoją energią. Dzięki Dying Victims Productions poznałem ich ostatnie dzieło Metal Dream,

 tak więc mniej więcej wiedziałem, czego mogę się spodziewać, ale to, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Wszystko za sprawą nieźle podkręconych obrotów na scenie i cholernie dobrego wokalisty „Psycho” Steve Di Leo, który dwoił się i troił, było go wszędzie pełno. Wyrazisty, bardzo mocny głos w  połączeniu ze scenicznym szaleństwem robił spore wrażenie.

 

Do tego Steve Di Leo zadbał również o elementy teatralności – co utwór przebierał się to w ramoneskę, to w pelerynę czy w końcu maskę Diabła. Te elementy dodawały pikanterii doskonale zagranemu Heavy/ Speed Metalowi.

Powiem Wam, że ten band kupił mnie właśnie swoim występem na żywo. Zawartość muzyczna na płycie była dobra, ale to jak kapela zagrała te numery na koncercie, starło mnie na proch. Było w tym tyle energii, coś wspaniałego. Uważam ten występ za jeden z ciekawszych na tym festiwalu.

Kolejny band to pochodzący z Grecji TRIUMPHER, który w tym roku wydał swój debiutancki album Storming the Walls. Był to całkiem dobrze zagrany koncert, choć czegoś mi tu momentami brakowało. Owszem, było kilka fajnych momentów, ale po takim koncercie, jaki dał WITCHUNTER, trudno było czymś zaskoczyć widzów.

 

Myślę, że cover MANOWARBlood of My Enemies trochę rozruszał publiczność. Generalnie koncert TRIUMPHER nie był zły, ale mnie nie powalił.

Nie ukrywam, że na kolejny koncert bardzo czekałem. Chodzi o występ weteranów Speed Metalu – DESTRUCTOR. Nigdy wcześniej nie widziałem tego zespołu na żywo. Kocham ich debiut Maximum Destruction. Kiedy kapela zmieniła swój styl na klasyczny Heavy Metal, bardzo nad tym ubolewałem, ale z czasem, gdy zagłębiłem się w zawartość ich późniejszych dzieł powstałych po reaktywacji zespołu, polubiłem ich nowe wcielenie.

W końcu ten band gra klasyczny Heavy Metal, a nie jakąś gównianą muzykę. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że na tym koncercie można było nabyć na stoisku festiwalowym przedpremierowo ich nową płytę Blood, Bone And Fire. Oczywiście od razu zaopatrzyłem się w ten stuff, by cieszyć się tymi nagraniami miesiąc przed oficjalną premierą albumu, ale o tym nieco później.

Chłopaki zaczęły z przytupem agresywnym Tear Down the Heavens z albumu Forever in Leather. Na reakcję publiki długo nie trzeba było czekać – morze headbangersów pod sceną uskuteczniało niezłe szaleństwo. Choć powiem szczerze, gdyby ten band zgrał koncert w naszym kraju, miałby jasność, jak nasza publiczność reaguje na taką muzykę. No cóż, gdyby w naszym kraju było tyle koncertów, to tutaj pewnie ludzie reagowaliby inaczej. Kolejny numer to równie niezwykle energetyczny Sonic Bullet. Lubię te numery, ale tak naprawdę czekałem na numery z debiutu, na które musiałem jeszcze chwile poczekać. Kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki intra Maximum Destruction, ciary przeleciały przez moje ciało i ogarnęło mnie szaleństwo.

Ależ to niszcząco zabrzmiało na żywo, a kiedy usłyszałem kolejny Destructor, wiedziałem, że ten koncert zapadnie mi w pamięci jako jeden z najważniejszych. Z rozdziawioną gębą słuchałem tego z pozycji kolan. Panowie mimo siwych czupryn na głowach zachowali tę młodzieńczą werwę, dając nam skondensowaną dawkę niszczącego Speed Metalu, jaki kocham najbardziej.

Dave Overkill i jego wokale to coś niesamowitego. A to nie koniec prawdziwej uczty dla mojej spragnionej takich dźwięków duszy. Oto rozbrzmiał kolejny klasyk z debiutu – Iron Curtain. Jak się potem okazało, na koniec panowie dowalili jeszcze jeden numer z Maximum DestructionPounding Evil.

Te cztery ostatnie numery nieźle mną sponiewierały, to było spełnienie moich młodzieńczych marzeń, by zobaczyć na żywo DESTRUKTOR wykonujący utwory ze swojego debiutu. I choć pozostał mały niedosyt, ten koncert uważam za jeden z lepszych na tegorocznej edycji KEEP IT TRUE RISING III.

 

Kolejnym wykonawcom pierwszego dnia festiwalu to powstały w roku 1983 Q5. Przyznam szczerze, że nie miałem wcześniej pojęcia o istnieniu tego zespołu, który pochodzi z USA i wykonuje klasyczny Hard Rock z delikatnym Heavy Metalowym zabarwieniem. Okraszone to jest bardzo charakterystycznym wokalem Jonathana Scotta Palmertona, który z niezwykłą łatwością potrafił porwać publiczność. To był naprawdę dobry koncert, a takie numery jak Pull the Trigger czy Steel the Light potrafiły rozruszać publiczność. Nie zabrakło również ballady Come and Gone. Q5 był naprawdę kolejnym mocnym akcentem tego wieczoru.

 

EVIL INVADERS widziałem kilka razy i zawsze towarzyszyła mi na tych koncertach niezła ekscytacja, bo panowie na żywo wypadają znacznie lepiej niż na płytach (co uważam akurat za spory atut). Świadczy to bardzo dobrze o zespole, który trzema wydanymi albumami ugruntował swoją pozycję. Mimo to nie stracił animuszu, dając z siebie wszystko podczas koncertów. To była spora dawka Speed/ Thrash Metalu na wysokich obrotach.

W sumie Belgowie zaprezentowali tego wieczoru dziewięć utworów m.in. Mental Penitentiary, Sledgehammer Justice czy As Life Slowly Fades. W sumie EVIL INVADERS zgrał na tym koncercie sporo utworów z ostatniego albumu Shattering Reflection, choć jak widać nie tylko.

Przyszedł czas na kolejną legendę Epic Heavy Metalu – OMEN. Ten band miałem już okazję kilka razy widzieć i zawsze była to dla mnie prawdziwa przyjemność. Było tak i tym razem, ale jak mogło być inaczej kiedy zespół do razu wyciąga ciężką artylerię w postaci takich klasyków jak Death Rider, Ruby Eyes (of the Serpent), Warning of Danger czy niezwykle żwawo zagrany Termination.

W sumie zespół zaprezentował na tym koncercie jedenaście utworów, kończąc całość koncertu trzema numerami z debiutu Battle Cry. Nikos Migus Antonogiannakis, który dołączył do zespołu w roku 2017, doskonale sprawdza się jako wokalista. Miałem wcześniej już okazję widzieć go w akcji na Black Silesia Festival i był to równie udany występ, jak ten w Wurzburgu.

Powiem szczerze, nie bardzo wiedziałem, czego mogę się spodziewać po ALIVE AND DANGEROUS. Jak się potem okazało, jest to nowy band perkusisty legendarnej formacji THIN LIZZYBriana Downeya. Pomyślałem sobie: ot kolejny tribute band – myliłem się i to bardzo. Ten koncert to było coś wyjątkowego. Przekonałem się o tym, kiedy usłyszałem pierwsze takty otwierającego ten niezwykły koncert Are You Ready.

Po prostu byłem w prawdziwym szoku. Myślę, że tego wieczoru duch Phila Lynotta był obecny, a jego następca Matt Wilson godnie zastępuje mistrza, do tego ma podobną barwę głosu, w niezwykle naturalny sposób przypominającą Phila. Tego wieczora poleciały m.in. takie klasyczne utwory z repertuaru

THIN LIZZY jak Jailbreak, Still in Love With You, The Boys Are Back in Town. Nie zabrakło również takich hymnów jak Warriors, Cold Sweat, kończąc całość bisem w postaci Whiskey in the Jar. Wzruszenie panujące pod sceną i to, w jaki sposób fajni przyjęli ten band, było jedyne w swoim rodzaju – cała sala śpiewała, to było bardzo wzruszające i piękne doznanie.

Z każdym kolejnym występem gęstniała atmosfera, oto za chwilkę na scenie miał się pojawić kolejny zasłużony dla Thrash Metalu band – FLOTSAM AND JETSAM. Ten zespół miałem okazję oglądać już wielokrotnie i zawsze było to niezwykłe przeżycie. Nie pamiętam, by kiedyś ekipa Ericka Knutsona dała słaby koncert – bez względu czy był to koncert dla 100 osób, czy kilku tysięcznego tłumu. Pod sceną zrobiło się już jakiś czas temu dość tłoczno, przybyło jakieś 2000 tysiące maniaków oczekujących na występ amerykanów. FLOTSAM to wulkan energii – na scenie zawsze dają z siebie 110%.

Tak było i tym razem. Zresztą co mogło pójść nie tak, skoro na pierwszy strzał poleciały takie sztandarowe numery jak Hammerhead z debiutu, następnie Dreams of Death z No Place For Disgrace. Set marzenie – na przemian poleciały numery z dwóch pierwszych albumów.

Nie zabrakło tu I Live You Die, Desecrator, She Took an Axe, No Place for Disgrace i oczywiście Doomsday for the Deceiver, by zakończyć całość Iron Tears. Nawet nie wiem, kiedy minął ten set, ależ rozochociło mnie to. Chciałoby się więcej i więcej, niestety festiwale rządzą się swoimi prawami. Na szczęście po tym koncercie czekała mnie jeszcze jedna specjalna atrakcja...

Nie ukrywam, że na koncert DORO czekałem niezwykle pobudzony. Do tej pory było mi dane widzieć tę niezwykłą wokalistkę tylko raz, a mam wiele wspaniałych wspomnień z okresu ukazania się Triumph Of AgonyWARLOCK. Pamiętam, jak dorwałem ten album, to był jeden z pierwszych moich CD. Przegrałem ten materiał na TDK D 90 na str A, a na stronie B miałem Crazy Night – KISS. Nie wiem, ile razy słuchałem tej kasety na okrętkę na swoim walkmanie.

Ilu też z nas podkochiwało się w uroczej i niezwykle charyzmatycznej wokalistce Doro Pesch? Było coś w jej głosie tak niezwykle ujmującego, że chciało się tego słuchać bez końca. Kiedy po raz pierwszy było mi dane zobaczyć na żywo DORO 1 grudnia 2016 w Katowicach, ujęła mnie swoim ciepłem. Emanowała niezwykłą, bardzo pozytywną energią. Ta niezwykle atrakcyjna kobieta jest niczym anioł, który niesie wszystkim otuchę i radość.

Ucieszyłem się bardzo, kiedy dowiedziałem się, że DORO wystąpi na tegorocznej edycji KEEP IT TRUE RISING III. Do tego kazało się, że na tym koncercie ma wykonać w całość Triumph Of Agony, który wielbię bez granicznie.

Oczywiście tego wieczoru miały polecieć nie tylko utwory z tego wiekopomnego dzieła. Całość koncertu otworzył utwór właśnie z tego krążka – I Rule the Ruins. Następny numer to Earthshaker Rock z albumu Hellbound.

W skuteczny sposób podgrzewał stopniowo atmosferę, by przygotować grunt pod kolejny hit z Triumph Of AgonyEast Meets West. Następnie Three Minute Warning. Miło było usłyszeć te klasyki, odżyły dawne wspomnienia i łezka zakręciła się w oku, a tu przecież koncert dopiero się rozkręcał. Kiedy leciał tytułowy numer z debiutu WARLOCK – Burning the Witches, publiczność podkręciła szaleństwo pod sceną. Wcale się nie dziwię, bo ten numer doskonale prezentuje się na żywo. Zwróciłem również uwagę, że nastąpiła subtelna zmiana w składzie – Nicholas Charles został na tym koncercie zastąpiony przez Billa Hudsona.

Nic by pewnie mnie nie zdziwiło, gdyby nie fakt, że pan na co dzień jest gitarzystą death metalowej formacji I Am Morbid.

Tak czy inaczej, bardzo dobrze sobie radził z repertuarem WARLOCK. Tymczasem zabrzmiały pierwsze takty tytułowego Hellbound. Ten numer ma ogromny ładunek energii na żywo – dosłownie nie sposób ustać spokojnie przy tym numerze. Wiem coś na ten temat, bo kark po tym koncercie myślałem, że mi odpadnie.

Przy tym kawałku na chwilę zapomniałem, że nie mam już 20 lat. Omawiany koncert to była prawdziwa uczta dla metalmaniaków i oddanych fanów WARLOCK. Tego wieczoru nie zabrakło takich rarytasów jak Evil z epki You Hurt My Soul (On 'n' On…), ale tak naprawdę dopiero Für immer wzruszył mnie niezmiernie. Jest w tym utworze coś, co porusza najcieńszą ze strun duszy – wzruszenie i emocje towarzyszące temu sprawiły, że poleciały mi łzy. Zastanawiałem się, czy dotrwam do końca tego koncertu i nie pęknie mi serce, w tym momencie zabrakło obok mnie osoby, która w szczególny sposób jest mi bliska, a nie mogła ze mną pojechać na ten koncert. Für immer to jedna z piękniejszych metalowych ballad.

Mam z tym utworem wiele miłych wspomnień z lat młodzieńczych. True as Steel nieco pozwolił mi się otrząsnąć i wrócić do koncertowego szaleństwa. Kolejny klasyk – Metal Racer pozwolił mi nieco złapać dech i ochłonąć, za to Johnny Dee zabrał się ostro do podkręcania atmosfery swoim perkusyjnym solo, dając tym samym chwilę wytchnienia reszcie zespołu. Tego wieczoru DORO zaprezentowała również coś ze swojego solowego dorobku, chodzi o utwory: Time for Justice i Revenge.

 

Nie zabrakło również coveru JUDAS PRIEST – Breaking the Law. Prawdę mówiąc, liczyłem na cover MOTÖRHEAD, ale Breaking the Law również mnie nie zawiódł. Na bisy poleciały jeszcze dwa numery WARLOCK z Triumph Of Agony: All We Are oraz Metal Tango. Po takiej porcji muzycznej uczty nieco wyzuty z energii, a zarazem spełniony, opuszczałem halę z uśmiechem na twarzy. W tle leciał jeszcze raz, tym razem z playbacku, Breaking the Law. To był wspaniały dzień, na pewno na długo zapadanie mi pamięci.

Dość szybko dotarliśmy do miejsca, gdzie wynajmowaliśmy kwaterę i szybko poszliśmy spać. W końcu przed nami miał objawić się jutro kolejny metalowy dzień.

Dzień Drugi.

Ten dzień rozpoczął brytyjski TAILGUNNER, który w tym roku promował swój debiutancki album Guns for Hire.

Kapela pokazała, że potrafi nie tylko grać klasyczny heavy metal, ale przy tym potrafi nieźle szaleć na scenie. To był doskonały pomysł, by zaprosić ten band na otwarcie 2. dnia festiwalu, nieźle rozruszali publiczność.

Serbski CLAYMOREAN wypadł również całkiem dobrze, choć tu już zbrakło tej młodzieńczej dzikości. Warto zwrócić uwagę na nietuzinkowy wokal Dejany Garčević, która na tym koncercie pokazała swoją klasę. Niestety muzycznie nie do końca mi to przypadło do gustu, poza jednym numerem (nie licząc coveru VIRGIN STEEL – The Burning of Rome). CLAYMOREAN wykonuje swoje rzemiosło dobrze, ale brakuje mi w tej muzyce tego czegoś. Wydaje mi się, że potencjał Dejany nie jest tu w pełni wykorzystany. Ta wokalistka posiada potężny głos i wydaje mi się, że doskonale poradziłaby sobie w doom metalowym repertuarze.

 

Jak tu nie kochać KEEP IT TRUE, kiedy inicjują reaktywację kapel, które zaznaczyły swoją obecność 30 lat temu, wydając 2-utworową epkę Ninya Warrior / Suzie, jak to miało miejsce w przypadku szwedzkiego WIZZARD. Po wydaniu tego materiału na wiele lat zniknęli, a kto z nas wiedział o istnieniu tego zespołu? Na pewno nieliczni. Dzięki organizatorowi festiwalu mogliśmy zobaczyć po raz pierwszy WIZZARD na żywo.

Dla takich chwil warto tłuc się 1000 km. Muzyka WIZZARD to klasyczny Hard’and’Heavy w klimacie PRETTY MAIDS/ EUROPE/ WHITESNAKE. Może wydaje się Wam to mało oryginalne, ale przyznaję – ten band kupił mnie swoją szczerością na scenie. Poza tym pamiętajmy, ile lat temu te numery powstawały. Czuje się w tych kompozycjach dawną energię. Występ WIZZARD był naprawdę mocnym akcentem tego dnia.

 

Kolejny bardzo ciekawy band drugiego dnia to brytyjski PHANTOM SPELL. Nie ukrywam, że wcześniej nie znałem twórczości tego zespołu, a tego dnia ich muzyka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jest to nowy solowy projekt wokalisty i gitarzysty Kyle’a McNeilla, którego znamy również z projektów SEVEN SISTERS i ASYTHIATE. W mistrzowski sposób łączy elementy prog rocka z elementami NWOBHM (typu IRON MAIDEN),

słychać tu również wpływy BLUE ÖYSTER CULT oraz RAINBOW. Świetna muzyka, mocno osadzona w atmosferze lat 70/80, z niezwykle iskrzącymi partiami gitar i bardzo ciekawą barwą głosu Kyle’a sprawiały, że na koncercie słuchało się tego z niewymuszoną przyjemnością. I choć osobiście jestem zwolennikiem nieco innej muzyki, ten koncert w skuteczny sposób przykuł moją uwagę.

 

Występ, który poraził mnie swoją energią to gig istniejącego od 2013 roku szwedzkiego AMBUSH. Taki heavy metal wielbię bardzo. Energia towarzysząca takim utworom, jak Firestorm, Desecrator czy Iron Helm of War, to istne szaleństwo.

To, jak muzycy bawią się muzyką, widać po tym, jak zespół zachowuje się na scenie, grając przy tym z niezwykłą lekkością i polotem, porywając przy tym szalejący pod sceną. Ten band kupił mnie swoim występem, ich muzyka to solidna dawka staroszkolnego Heavy Metalu na wysokich obrotach. AMBUSH, to koncertowy wulkan energii. Tego się nie da opisać, to należy zobaczyć na własne oczy. AMBUSH rządzi!!!!

 

Wydawałoby się, że trudno będzie podskoczyć AMBUSH i przebić ich występ, ale co jak co METALUCIFER potrafi zaskoczyć i bezproblemowo przebił występ Szwedów. Ale co tu się dziwić, skoro Japończycy od razu wysunęli ciężką artylerię w postaci Heavy Metal Drill. Podczas Heavy Metal Chainsaw nie zabrakło łańcuchowej piły, dzierżonej w dłoni Barta Gabriela. To nie jedyny akcent z udziałem menadżera zespołu na tym koncercie… No ale nie uprzedzajmy faktów. Nie zabrakło również Heavy Metal Bulldozer. Szaleństwo na scenie i pod nią było niezwykłe,

Gezol szalał jak opętany. Myślę, że wartością muzyki METALUCIFER są właśnie koncerty, to, jak fani śpiewają podczas gigu refreny, jak reagują na muzykę, to coś niepowtarzalnego. Muzyka METALUCIFER, choć mocno balansująca na krawędzi kiczu, potrafi wyzwolić jedyne w swoim rodzaju emocje. Ten koncert był naprawdę czymś wyjątkowym. Nie zabrakło tu również takich szlagierów jak Heavy Metal Tank, Heavy Metal Ninja czy Heavy Metal Samurai. Podczas Heavy Metal Hunter na scenie pojawiła się zakapturzona postać w masce, która była niesforna.

Musiał wpaść na scenę Bart, który odarł intruza z koszulki, wrzucając ja w szalejącą publiczność, a następnie sprowadził intruza do parteru ciosami wymierzonymi w rytm muzyki. Kiedy ten już był niemal martwy, jakby z martwych wstał, na nowo odrodzony jako wyznawca METALUCIFER. Założył metalową katankę, w której opuścił scenę. Oczywiście wszystko było inscenizowane, ale było miłym akcentem na tym koncercie. Na koniec poleciał Heavy Metal Is My Way, który okazał się doskonałym dopełnieniem całości tego doskonałego występu.

Słuchając muzyki METALUCIFER, zastanawiałem się, czy kiedyś nie zabraknie im pomysłów na tytuły – może czas na Heavy Metal Heavy Metal? Bardzo się cieszę, że za kilka dni będzie mi dane jeszcze raz zobaczyć ten band na Thrash Nightmare.

Po tak znakomitym energetycznym koncercie, jaki dali Japończycy, niestety ENFORCER nie miał łatwego zadania. Poza tym, jak się potem okazało, ich gig był pozbawiony większych emocji i choć był zagrany poprawnie, trochę mnie rozczarował. Widziałem kilka razy ten zespół i powiem szczerze, ten występ był ich najmniej efektownym.

 

Natomiast występ WATCHTOWER oglądałem ze szczęką przy ziemi. Znałem ich muzykę, ale nie wiedziałem, że na koncercie tak szaleją na scenie. Nie dość, że grają niezwykle skomplikowaną technicznie muzykę, to jeszcze to, co wyczyniają (w końcu nie pierwszej młodości) panowie, było bez wątpienia zjawiskowe.

Wyobraźcie sobie bardziej skomplikowaną muzykę niż ta, którą wykonuje CORONER, a zarazem szaleństwo graniczące z opętaniem – musicie przyznać, to dość niecodzienny obrazek. Warto również nadmienić, że WATCHTOWER zgrał koncert na KEEP IT TRUE RISING III po raz pierwszy od 30 lat i powiem Wam, że panowie przygotowali się do tego arcy dobrze.

Te dziesięć numerów zagranych w tym szaleństwie ukazało mi, jak ten band jest sprawny muzycznie. Doug Keyser wraz Jasonem McMasterem nie ustali sekundy w miejscu, przez cały koncert szaleli, jakby mieli po 20 lat, a obaj mają po 58. Osobiście na co dzień słucham innej muzyki, ale tym koncertem WATCHTOWER mnie kupił.

To naprawdę trzeba zobaczyć na własne oczy, by wiedzieć, o czym mówię.

Po występie WATCHTOWER przyszedł czas na band, który, choć widziałem już kilka razy, zawsze wyzwala we mnie spore emocje. Tak miało być i tym razem. Choć już bez udziału Mike’a Howe zmarłego 7 grudnia 2018.

 

Marca Lopesa widziałem wcześniej na koncercie Ross the Boss, dlatego wiedziałem, że METAL CHURCH dokonał właściwego wyboru, a Marc okazał się godnym następcą Mike’a. METAL CHURCH tym razem przygotował 12- utworowy set, rozpoczynający się od Ton of Bricks z The Dark. Marc z niezwykłą łatwością radził sobie z repertuarem METAL CHURCH, udowadniając, że jest odpowiednim człowiekiem na właściwym miejscu. Kolejny numer z The Dark to Start the Fire. Jak tu się nie podniecać, kiedy słyszy się takie hity. Kolejny strzał, który mógł zamroczyć najsprawniejszego fajtera to Battalions i Gods of Wrath.]

 Oba numery z debiutu zespołu. Po takim wstępie wiedziałem, że ten koncert będzie niszczący. Po porcji klasycznych numerów przyszedł czas na premierowy kawałek Pick a God and Prey z albumu Congregation of Annihilation, który ukazał się 26 maja 2023. Numer dobrze wpasował się w setlistę, która kryła konkretne strzały jak Watch the Children Pray, Burial at Sea czy Psycho; również z The Dark.

 

Nie był to przypadek, że set lista zawierała tyle utworów z tej fenomenalnej płyty, która 6 października obchodziła swoją 37 rocznicę wydania. Zgrabnie pokładany set krył również kilka numerów z innych klasycznych albumów Amerykanów, jak chociażby Badlands z Blessing in Disguise czy trzy klasyczne dzieła z debiutu: Hitman, Beyond the Black, wieńcząc całość koncertu utworem tytułowym Metal Church. Powiem szczerze, że gdybym miał wybierać pomiędzy występami Flotsam And Jetsam a Metal Church, który zespół wypadł lepiej, byłoby to niezwykle trudne zadanie.

 

 

Na koniec była wisienka na przysłowiowym torcie, czyli koncert Udo Dirkschneidera w repertuarze ACCEPT. U boku mistrza pojawił się Peter Baltes, czyli razem dwie kluczowe postacie ze składu ACCEPT. Niemiecka publiczność kocha ACCEPT, kocha Heavy Metal i było widać, jak ważnym jest dla metalmaniaków ten zespół. Tego wieczoru Udo przygotował 16 klasyków z repertuaru ACCEPT. Padło m.in. na Starlight, Living for Tonite, Midnight Mover, Breaker. Miło było znowu usłyszeć te utwory w wykonaniu UDO. Po doskonałym Neon Nights, a kiedy wybrzmiały pierwsze takty Princess of the Dawn, zrozumiałem, że do pełni szczęścia zbrakło mi tu Wolfa Hoffmanna.

Cóż, obaj gitarzyści z obecnego składu UDO, choć starali się bardzo, nie byli w stanie dorównać mistrzowi. Zresztą nie tylko podczas tego numeru miałem takie odczucie. Kolejny klasyk ACCEPT, na który bardzo czekałem z niecierpliwością, to Res.tless and Wild Ależ ten utwór do dziś potrafi człowieka sponiewierać. Kolejne numery na setliście okazały się równie ciekawe, choć tak naprawdę wszyscy czekali na stuff, który przygotowano na bisy: Metal HeartFast as a Shark poprzedzony śpiewem publiczności wykonującej ludową pieśń, która poprzedza utwór na płycie. Ależ było przy tym numerze szaleństwo, na sam koniec poleciał Balls to the Wall. Byłem niezwykle szczęśliwy, że było mi dane jeszcze raz usłyszeć te utwory w wykonaniu UDO.

Zdaję sobie sprawę, że takie chwile są wyjątkowe, czas płynie nieubłaganie szybko, coraz częściej odchodzą wielcy metalowego świata, pozostawiając po sobie wielką pustkę. Cieszmy się koncertami naszych ulubionych wykonawców, bo nie wiadomo kiedy ich zabraknie. Oby żyli jak najdłużej i mieli wiele zdrowia i energii, by nieść ten metalowy sztandar jak najdłużej, ofiarowując nam coraz to nowe albumy i grając koncerty.

 

Jestem bardzo szczęśliwy, że było mi dane uczestniczyć w tym wielkim metalowym święcie zwanym KEEP IT TRUE RISING III. Dziękuję wszystkim, dzięki którym udało mi się dotrzeć tu i doświadczyć tego, to było coś wspaniałego. KEEP IT TRUE to najlepszy Oldschool Metalowy festiwal na zawsze!!!!

NecronosferatuS

 

baa222

 


 

 

 

Informacje o wydajności

Application afterLoad: 0.001 seconds, 0.29 MB
Application afterInitialise: 0.017 seconds, 0.97 MB
Application afterRoute: 0.025 seconds, 1.21 MB
Application afterDispatch: 0.042 seconds, 2.35 MB
Application afterRender: 0.047 seconds, 2.48 MB

Zużycie pamięci

2631712

Zapytań do bazy danych: 12

  1. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = 'oj82jfakdi83da4bug04i1l4o4'
  2. DELETE
      FROM jos_session
      WHERE ( time < '1715214762' )
  3. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = 'oj82jfakdi83da4bug04i1l4o4'
  4. INSERT INTO `jos_session` ( `session_id`,`time`,`username`,`gid`,`guest`,`client_id` )
      VALUES ( 'oj82jfakdi83da4bug04i1l4o4','1715215662','','0','1','0' )
  5. SELECT *
      FROM jos_components
      WHERE parent = 0
  6. SELECT folder AS type, element AS name, params
      FROM jos_plugins
      WHERE published >= 1
      AND access <= 0
      ORDER BY ordering
  7. SELECT MAX(time) 
      FROM jos_vvcounter_logs
  8. SELECT m.*, c.`option` AS component
      FROM jos_menu AS m
      LEFT JOIN jos_components AS c
      ON m.componentid = c.id
      WHERE m.published = 1
      ORDER BY m.sublevel, m.parent, m.ordering
  9. SELECT template
      FROM jos_templates_menu
      WHERE client_id = 0
      AND (menuid = 0 OR menuid = 6)
      ORDER BY menuid DESC
      LIMIT 0, 1
  10. SELECT a.*, u.name AS author, u.usertype, cc.title AS category, s.title AS section, CASE WHEN CHAR_LENGTH(a.alias) THEN CONCAT_WS(":", a.id, a.alias) ELSE a.id END AS slug, CASE WHEN CHAR_LENGTH(cc.alias) THEN CONCAT_WS(":", cc.id, cc.alias) ELSE cc.id END AS catslug, g.name AS groups, s.published AS sec_pub, cc.published AS cat_pub, s.access AS sec_access, cc.access AS cat_access 
      FROM jos_content AS a
      LEFT JOIN jos_categories AS cc
      ON cc.id = a.catid
      LEFT JOIN jos_sections AS s
      ON s.id = cc.section
      AND s.scope = "content"
      LEFT JOIN jos_users AS u
      ON u.id = a.created_by
      LEFT JOIN jos_groups AS g
      ON a.access = g.id
      WHERE a.id = 1847
      AND (  ( a.created_by = 0 )    OR  ( a.state = 1
      AND ( a.publish_up = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_up <= '2024-05-09 00:47:42' )
      AND ( a.publish_down = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_down >= '2024-05-09 00:47:42' )   )    OR  ( a.state = -1 )  )
  11. UPDATE jos_content
      SET hits = ( hits + 1 )
      WHERE id='1847'
  12. SELECT id, title, module, position, content, showtitle, control, params
      FROM jos_modules AS m
      LEFT JOIN jos_modules_menu AS mm
      ON mm.moduleid = m.id
      WHERE m.published = 1
      AND m.access <= 0
      AND m.client_id = 0
      AND ( mm.menuid = 6 OR mm.menuid = 0 )
      ORDER BY position, ordering

Wczytane pliki języka

Nieprzetłumaczone frazy - tryb diagnostyczny

Brak

Nieprzetłumaczone frazy - tryb projektanta

Brak