MYSTIC FESTIVAL Gdańska Stocznia 2023

 

Tegoroczna edycja Mystic Fest nie miała łatwego zadania w przebiciu festiwalowego składu z roku poprzedniego. Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko i choć tegoroczny skład nie był aż tak imponujący, jak miało to miejsce w roku 2022, to, tak czy inaczej, tegoroczna edycja wypadła całkiem dobrze. Jednak nie obyło się w tym roku bez problemów, chodzi o wyłączenie czasowe jednej z plenerowych scen – Park Stage, której nie udało się na czas poskładać. Takie rzeczy czasem się zdarzają, w końcu najważniejsze jest bezpieczeństwo ludzi, dlatego zostawmy ten temat i skupmy się raczej na miłych aspektach tego festiwalu.

[dopisek korektora: Z komentarzy na bieżąco w dzień wydarzenia płynęły informacje o tym, że budowa Sceny Parkowej padła obiektem sabotażu ze strony podwykonawców budowy. Spowodowane to było protestami przeciwko bluźnierczym występom na terenie Stoczni. W protest zaangażowani byli m.in. obecny NSZZ <Solidarność> oraz grupa <Polska Katolicka, nie laicka> a także jeden z radnych PiS Sejmiku Województwa Pomorskiego. Z podobnych powodów (i to akurat informacja od organizatorów festu) udziału w nagłaśnianiu imprezy odmówiła jedna z firm mających zrealizować obsługę dźwiękową Desert Stage].

Dzień Pierwszy 7.06.2023

Bardziej martwił mnie dobór kapel w tym roku. Organizator postawił przede wszystkim na młodą krew, niestety nowe trendy w muzyce takiemu radykalnemu oldschool metal maniakowi jak ja kompletnie nie leżą. Na szczęście pojawiło się tu kilka kapel, które złagodziły moje rozgoryczenie.

Pierwszy dzień upłynął raczej dość spokojnie. Po przyjeździe do Gdańska chłonęliśmy atmosferę festiwalową, spotykając się z całą masą znajomych, a przy okazji oglądając stoiska z merchem. Pierwszy koncert tego dnia, który chcieliśmy zobaczyć to występ Witchmaster, który wypadł bardzo dobrze. Niestety spóźniłem się na ten gig i oglądałem go dopiero od 5. numeru. Tak czy inaczej, był to bardzo dobry akcent. Kolejny gig, który nas interesował to koncert Godflesh, który ostatecznie został odwołany, a w jego miejsce ku naszej uciesze wskoczył Deströyer 666. Tu nie było miękkiej gry, zaczęło się od Never Surrender, Wildfire. Nie zabrakło również takich numerów, jak I Am Not Deceived, Guillotine, Hounds at Ya Back czy w końcu fenomenalnie zagrany cover KAT – Metal And Hell. W sumie 12 numerów totalnego szaleństwa, które na koniec uwieńczył Satanic Speed Metal. Występ Deströyer 666 był doskonały. Taka muzyka sprawdza się na koncertach, dlatego nią nabuzowany nie mogłem się doczekać kolejnej porcji dźwięków.

 

Oto miał zagrać Phil Campbell and the Bastard Sons. Bardzo dziwi mnie fakt, że ten band wystąpił w B90, a nie na plenerowej dużej scenie. Jak duży był ścisk pod sceną na tym koncercie, wiedzą ci, którym było dane tam być. Tak czy inaczej, ten występ był bardzo mocnym akcentem kończącym pierwszy dzień festiwalowy. Setlista była naprawdę zacna. Kiedy usłyszałem pierwsze takty Iron Fist, wiedziałem, że ten gig będzie czymś, co utkwi w mojej głowie na długo i choć Lemmy’ego nikt nie może zastąpić, to jednak ekipa Phila naprawdę dawała radę. Kolejne strzały na tym gigu nieźle podgrzały atmosferę. Damage Case, następnie Rock Out a po nich Born to Raise Hell nieźle rozjuszyły publiczność pod sceną, która szalała niczym huragan. Nie zabrakło tu również takich klasyków jak Just 'Cos You Got the Power, (We Are) The Road Crew czy Ace of Spades. W sumie 12 numerów, a oficjalną setlistę koncertu zamknięto dwoma roverami: Silver Machine (Hawkwind)Heroes (David Bowie). Na szczęście na tym koncert się nie skończył, nie mogło zbraknąć bisów. W sumie cztery totalne szlagiery: Bomber, Going to Brazil, Killed by DeathOverkill. Ten koncert wygenerował taki ładunek i niezwykłe pokłady energii, pozostawiając po sobie spory niedosyt. Chciałoby się jeszcze i jeszcze, niestety wszystko, co piękne kiedyś się kończy. Jedno jest pewne, koncert Phil Campbell and the Bastard Sons był jednym z jaśniejszych punktów tegorocznej edycji Mystic Fest.

Dzień drugi (08.06.2023) przyniósł niezbyt dobre wieści z obozu Exodus, który odwołał swoją europejską trasę, w tym koncert w Gdańsku. W ten dzień widziałem wiele skwaszonych twarzy maniaków tego zespołu.

 

Na miejsce Amerykanów wskoczył Bloodbath, który, choć zagrał dobry gig, to uważam, że to zespół nie tej klasy co Exodus. Prawdę mówiąc, liczyłem na coś thrash metalowego z podobnej półki, jak Death Angel lub Overkill, lub choćby coś z przedstawicieli klasycznego heavy metalu, jak np. W.A.S.P., który wtedy grał swoją europejską trasę na 40-lecie zespołu. W tym roku heavy metalu było znacznie mniej niestety, no ale zdaję sobie sprawę, że w tak krótkim czasie trudno załatwić dobre zastępstwo.

 

W dużym stopniu wynagrodził to fanom thrashu koncert Testament na Main Stage. Pierwotnie na tym gigu miało nie być Alexa Skolnicka, ale na szczęście ostatecznie pojawił się na tym koncercie. Powiem szczerze, trochę bałem się tego koncertu, bo na kilku ich występach zawsze były jakieś problemy z nagłośnieniem. Tu jednak ekipa spisała się na medal. Ten gig brzmiał niesamowicie, a cały zespół wręcz tryskał energią i przygotował nieźle kopiący dupska set. Jako pierwszy poleciał Rise Up, następnie The New Order, The Preacher, Children of the Next Level. Możecie sobie wyobrazić, jak publiczność zareagowała na taką dawkę energetycznego łojenia. To było istne szaleństwo, nasza publiczność reaguje bardzo spontanicznie na takie dźwięki. Było widać, że ekipa Testament zadowolona jest z reakcji publiczności.

Zgrabnie przemieszana setlista robiła dobrą robotę, ale jak mogło być inaczej, skoro Testament ma tak bogatą dyskografię? Kolejne ciosy to The Pale King, a po nim klasyk Practice What You Preach, i D.N.R. (Do Not Resuscitate). Nie zabrakło również akcentów z The Gathering w postaci 3 Days in Darkness. Nie mogło również zabraknąć takiego hitu z debiutu jak Over The Wall. Całość koncertu zamykał Into The Pit. Niestety ten występ pozostawił zbyt wielki niedosyt, 11 numerów, to zdecydowanie za mało, jednak festiwalowe ramy nie przewidują dłuższych koncertów.

 

Koncert Behemoth jak zwykle wywołał sporo kontrowersji w środowisku katolickim, które protestowało z powodu koncertu w dniu Bożego Ciała. Skutek był taki, że podgrzana atmosfera tylko dodała pikanterii temu występowi, a grupki protestujących katolików epatujących pod murami Stoczni były traktowane przez wszystkich z politowaniem.

 

Tego dnia zespół wypadł niezwykle dobrze, ten gig uważam z niezwykle udany. Całość tej nieświętej diatryby rozpoczęły premierowe Ora Pro Nobis Lucifer oraz Malaria Vvlgata. Następnie poleciał Conquer All. Nie zabrakło całej masy efektów specjalnych, było sporo ognia – wszystko prezentowało się niezwykle profesjonalnie. Behemoth przyzwyczaił już nas do jakości ich koncertów, to spektakle na miarę koncertów KISS czy Rammstein. To już światowa ekstraklasa, jeżeli chodzi o oprawę sceniczną. Behemoth zawsze robią potężne wrażenie.

 

Wracając do samego koncertu, który dla wielu wierzących (ku uciesze Behemoth) był profanacją święta Bożego Ciała – ten akt bestialstwa był niezłym cierniem w oku wielu katolików, którym mimo prób nie udało się owego występu odwołać.

 

Mrok spowijał stopniowo scenę, tworząc aurę jak z filmów grozy, by ponownie w kłębach dymu, smoły i siarki rozbrzmieć infernalnym szaleństwem w postaci nieświętego The Deathless Sun, po którym przyszedł czas na Blow Your Trumpets Gabriel. Języki ognia sięgały nieba, a Orion i Seth na platformach po obu stronach siali zniszczenie. Pośrodku Nergal wypluwał z wściekłością i jadem dumnie: „Widziałem, jak cipa dziewicy rodziła węża. Byłem świadkiem, jak plemiona Judy zostały zamienione w ruinę. Widziałem, jak dwunastu uczniów zostało roztopionych w płomieniach. Patrzyli z góry na syna boga, zgaszonego na próżno”.

 

To było coś niesamowitego i choć koncert grany był jeszcze za dnia, mrok spowijał scenę całunem przenikającej dusze czerni. Kolejny numer na tym gigu to opowiadający o wizji końca świata Once Upon a Pale Horse, by dotrzeć w końcu do Daimonos. Ten numer zawsze wzbudzał spore emocje, po nim poleciało jeszcze 6 aktów dewastacji, wieńcząc całość utworem O Father O Satan O Sun! Nie przypadkowo na koncercie Behemoth zagrał w ten dzień tylko 13 numerów, było to kolejne symboliczne dopełnienie tego czarciego przedstawienia…

Niestety koncert Moonspell, który został w ostatniej chwili przeniesiony do B90, był co najmniej nietrafionym pomysłem, w efekcie czego przynajmniej z 1500 osób nie weszło na ten koncert, bo klub nie był w stanie pomieścić więcej ludzi. Sam zespół mdlał i słaniał się na nogach, tak tam było gorąco.

 

Występ Ghost pod względem oprawy scenicznej powalił swoim rozmachem. Scenografia Zbyszka Bielaka stworzyła jedyną w swoim rodzaju aurę. Wszystko było tu w perfekcyjny sposób przygotowane. Moją uwagę przykuła niezwykła łatwość, z jaką Tobias Forge oddziaływał na tłum, to było coś magicznego. Pierwsze rzędy piszczących nastolatek przywoływały wspomnienie koncertów The Beatles, którym towarzyszyła podobna zbiorowa histeria.

 

Wiedziałem, że Ghost jest niezwykle popularnym zespołem, ale to, co zobaczyłem na tym koncercie przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Osobiście lubię ich debiutancki album. Może dlatego, że na tym materiale były bardzo widoczne wpływy Mercyful Fate. Na tym koncercie bardzo mi brakowało utworów z Opus Eponymous. Ghost tego wieczoru zagrał zaledwie jeden numer z tej płyty: Ritual.

 

Kolejnych materiałów już tak uważnie nie słuchałem. Może dlatego, że ich muzyka stawała się coraz mniej dla mnie pociągająca. Natomiast fascynował mnie fakt, że mimo tak komercyjnych i niezwykle chwytliwych numerów udało się zespołowi przemycić tak konkretne treści. Jak widać, Diabeł ma wiele oblicz, a tu najwyraźniej potrafił owładnąć masy.

Zadziwiającym było, kiedy Papa Emeritus śpiewał Year Zero. Cały tłum powtarzał za nim:

Hell Satan, Archangelo

Hell Satan, welcome year zero

Hell Satan, Archangelo

Hell Satan, welcome year zero

 

Fenomen Ghost nie przestaje zadziwiać. Chwytliwość ich muzyki przypomina dokonania ABBA. Udało im się połączyć komercyjne oblicze muzyki z czymś na wskroś mrocznym, tworząc coś niepowtarzalnego. I choć ich muzyka jest dla mnie nazbyt tkliwa, to jednak podziwiam ich, że udało im się przeniknąć z takimi treściami do wielkiego świata.

 

Na setlistę gdańskiego występu Ghost składały się przede wszystkim utwory z ich ostatniego studyjnego albumu Impera, takie jak Kaisarion, Rats, Watcher in the Sky, Respite on the Spitalfields. W idealny sposób sprawdziły się na koncercie – wystarczyło spojrzeć na publiczność, by widzieć, że to załapało. I choć sam osobiście raczej rzadko słucham takiej muzyki, to doceniam to, w jaki sposób zespół wspiął się na wyżyny muzycznej ekspresji. Ghost to ze wszech miar zespół perfekcyjny, można lubić ich muzykę lub nie, ale nie można im odmówić profesjonalizmu i wizjonerstwa. Cieszę się, że spora w tym zasługa naszego krakowskiego artysty, Zbigniewa Bielaka, który od kilku dobrych lat współpracuje z zespołem i to się sprawdza!!!!!!!!!!!!!!!

 

Dzień trzeci 9.06.2023 rozpoczął się dla mnie o 16:30 na małej bocznej scenie. W B90 było mi dane zobaczyć występ R.I.P. Nie znałem wcześniej tego zespołu. Jedyne co o nim wiedziałem to fakt, że jest to nowy twór Vita z Truchła Strzygi. Ich koncert rozwalił mnie na kawałki, ten band na żywo to istny speed metalowy dynamit. Strasznie podjarałem się tym koncertem, dlatego po festiwalu zdecydowałem się zapoznać z ich twórczością bliżej. Okazało się, że band ma na swoim koncie zaledwie jedno demo i kasetowy split, do tego muzyka z Otwarcia czarnej materii miała w sobie więcej elementów punka, niż metalu, a już na pewno nie Speed/ Thrash, no ale na koncercie było zgoła inaczej. R.I.P. zdecydowanie lepiej wypada na koncertach.

 

Koncert Entropii na tej samej scenie, zaraz po występie R.I.P. jakoś do mnie nie trafił, choćby ze względu na image zespołu. Doceniam ich umiejętności muzyczne, to świetni muzycy, ale to jak wyglądają, to żenada dla takiego starego dziada jak ja. Image to nierozerwalny element muzyki, wszystko powinno do siebie pasować.

 

Kolejne zaskoczenie i bynajmniej nie miłe to The Hellacopters, który dziwnym trafem trafił na dużą scenę, a kapele typu Voivod musiały się męczyć w B90. No ale o tym nieco później.

 

Bardzo dobrze wypadł tego dnia koncert Dismember. Był to mój drugi raz, kiedy było mi dane zobaczyć na żywo ten band i było to naprawdę miłe przeżycie. Zresztą jak mogło być inaczej, kiedy od razu zespół wyciągał ciężką artylerię w postaci takich strzałów jak Override of the Overture czy Pieces.

W sumie znalazło się tu coś dla każdego np. Of Fire, Collection by Blood czy chociaż by takie sztosy jak Skinfather, Soon to Be Dead i Casket Garden. Ten gig wygenerował pod sceną niezłe szaleństwo. Te numery w wersji live to totalne killery a przecież to nie jedyne szlagiery z repertuaru zespołu. Na przykład takie strzały jak Skin Her Alive, Dismembered czy Bleed for Me z debiutanckiego albumu to morderstwo. Zresztą na koniec poleciał In Death's Sleep będący również zawartością Like an Everflowing Stream. Musicie przyznać, cztery takie numery podrząd z debiutu zagrane na sam koniec mogły przynieść tylko masowy pomór zmielonych przez muzykę fanów tarzających się pod sceną niczym opętani. To był zajebisty gig!!!!!!!!!!!!!!

 

Po takim gigu potrzebowałem podobnej porcji emocji. Na szczęście w B90 miał za chwilkę zagrać Grave, który z przyjemnością obejrzałem.

Cóż po takiej dawce śmiercionośnej muzyki koncert Electric Wizard nie był w stanie zaspokoić moich apetytów. Był to dobry, poprawnie zagrany koncert, ale nie porwało mnie to jakoś specjalnie.

Kolejne nieporozumienie to koncert Carpathian Forest w B90. Z całym szacunkiem dla Electric Wizard, to Norwedzy powinni trafić na plenerową scenę, stało się jednak inaczej. Skąpana w kłębach dymu i trupim błękicie sala wypełniała się coraz szczelniej masą wygłodniałych czarcich dźwięków duszyczek. Jako pierwszy numer poleciał I Will Follow. Po nim The Beast in Man: The Origin of Sin, Carpathian Forest, Black Shining Leather. Goryczy dopełnił fakt nakładających się na siebie koncertów na innych scenach. Aby zobaczyć część koncertu Lucifer, musiałem opuścić występ Norwegów. Nie byłem tym specjalnie pocieszony.

 

Bardzo mocnym akcentem drugiego dnia okazał się występ Danzig, którego miałem okazję widzieć po raz pierwszy kilka lat temu na Brutal Assault. Glenn mimo swoich 68 lat dawał radę. Co prawda przez pierwsze trzy utwory miał chwilowe problemy z głosem, ale potem rozśpiewał się i wszystko brzmiało fenomenalnie. Setlista to istne marzenie: na pierwszy strzał poszedł nie bez powodu Twist of Cain, następnie Not of This World, Am I Demon.

Zresztą tak po prawdzie, tego wieczoru było nam dane celebrować 35. rocznicę debiutu Danzig, dlatego usłyszeliśmy w całości ten album, włącznie z coverem Alberta Kinga – I The Hunter. Nie mogło zabraknąć również Mother. Całość koncertu dopełniło kilka hitów z Lucifuge i How the Gods Kill. W sumie osiem klasycznych kawałków, począwszy od How the Gods Kill, na Snakes of Christ skończywszy. Całość występu w postaci 18 szlagierów Danzig to był niezwykły koncert.

Naprawdę miałem ciary na plecach, słuchając tych kawałków na żywo.

 

Po tym fenomenalnym występie poleciałem od razu na Park Stage, by zobaczyć koncert Watain. Ta kapela zawsze na żywo wywołuje we mnie spore emocje, tego roku było mi dane widzieć ich trzy występy i za każdym razem było to dla mnie wielkim przeżyciem.

Ich występy, to prawdziwe Piekielne Misterium. Tak było również i tym razem. Całość rozpoczął pochodzący z The Wild HuntNight Vision z doskonałym lirycznym wprowadzeniem; idealny numer na rozpoczęcie gigu. Nowa scenografia stworzyła niesamowitą atmosferę, którą przepełniła niepohamowana nawałnica dźwięków Ecstasies in Night Infinite, po której rozpętało się prawdziwe szaleństwo, przybierając coraz bardziej na niszczącej sile rażenia w postaci Legions of the Black Light, by ponownie wyciągnąć swoje szpony w kierunku publiczności, rozsiewając zarazę w postaci sztandarowego The Howling.

Na tym koncercie nie mogło również zabraknąć takich hymnów ku chwale ciemności jak Sworn to the Dark. Atmosfera gęstniała z każdą chwilą na tym mistycznym ceremoniale, by przy Serimosa można było kroić ją nożem. Mrok spowijający scenę zaczął coraz bardziej emanować złowieszczą aurą, pochłaniając łapczywie energię szalejącego tłumu. Kolejne gwoździe w ciele Chrystusa to Total Funeral i po nim bestialski On Horns Impaled. Całość ceremoniału dopełniły dwa niezwykłe utwory Malfeitor i Waters of Ain. Te dziesięć Hymnów rozorało moją duszę, pozostawiając spory niedosyt. Mimo to był to naprawdę wyjątkowy koncert.

 

Czwarty dzień 10.06.23 miał zapowiadać się niszcząco ze względu na jeden bardzo ważny dla mnie zespół, ale nie uprzedzajmy faktów. Występ Voivod był to kolejny koncert, który bardzo chciałem zobaczyć, a nie było mi dane zobaczyć go w całości, bo zazębiał się z występem Dark Angel. Nie wiem, który z organizatorów wpadł na ten genialny pomysł, aby dwa zespoły grające ten sam gatunek metalu, a więc przyciągających do siebie konkretną publiczność, grały niemal w tym samym czasie? Ilu z nas pomstowało, że musi wyjść w trakcie koncertu Voivod, by zobaczyć Dark Angel?

 

Byłem niezwykle zdziwiony, że taki band jak Voivod trafił na małą scenę, tym bardziej że organizator festiwalu wydał limitowaną epkę Voivod, która była po raz pierwszy dostępna na tym wydarzeniu. Mimo to zespół trafił do B90, a nie na dużą scenę, co dla mnie jest trochę niezrozumiałe.

 

Pomimo faktu, że Voivod było mi dane oglądać z 7-8 razy, to trudno było mi wyjść z koncertu, kiedy słyszysz takie strzały jak Killing Technology, Obsolete Beings, Macrosolutions to Megaproblems czy Rise. Niestety musiałem wybierać: zostać do końca czy trafić pod dużą scenę, gdzie za chwilkę miał wystąpić zespół, który przez całe życie chciałem zobaczyć – chodzi o Dark Angel.

 

Kiedy zobaczyłem potężne logo Dark Angel górujące nad sceną, poczułem niezwykły dreszcz emocji. Oto za chwil kilka miało się ziścić moje młodzieńcze marzenie; oto miałem być świadkiem historycznej chwili – pierwszego koncertu Dark Angel w naszym kraju.

Zanim to nastąpiło, dane było mi zobaczyć próbę zespołu. Było to niezwykle ekscytujące, jako pierwszy zabrzmiał utwór tytułowy z debiutu We Have Arrived. Będąc wtedy w fosie i robiąc zdjęcia, poczułem niezwykle podniecenie – to było coś niesamowitego, o to wyśnił się mój sen – widzę na żywo koncert Dark Angel i choć ten utwór wolałbym usłyszeć w wykonaniu Don Doty, to jednak Ron Rinehart stanął w pełni na wysokości zadania, szalejąc przy tym, jak opętany.

Ubolewam bardzo, że odszedł Jim Durkin. Jego śmierć odbiła się tragicznym echem wśród zagorzałych fanów zespołu. Ta niemiła sytuacja mogła spowodować ponowne uśpienie zespołu, na szczęście Dark Angel postanowił kontynuować trasę, wcielając w zespół żonę Gena Hoglana – Laurę Christine, która godnie zastąpiła Durkina. Kolejne numery, jakie poleciały, to takie strzały jak Time Does Not Heal, następnie Never To Rise Again.

 

Byłem mile zaskoczony, z jaką łatwością Laura radziła sobie z tymi dość skomplikowanymi numerami, zważywszy na to, ile miała czasu, by przygotować się na trasę. Jestem pełen podziwu dla jej kunsztu. Od tego momentu, tak naprawdę od No One Answers rozpoczął się dla mnie koncert. Oszalałem – kocham ten potężny numer, na żywo chciało to łeb urwać, a kiedy rozbrzmiały pierwsze takty The Burning of Sodom z wiekopomnego Darkness Descends, wiedziałem, że ten gig zapadnie mi na długo w pamięci. Jak tu nie oszaleć, kiedy słyszysz Mike’a Gonzaleza, który zgrabnie gra basowy wstęp do kolejnego klasycznego numeru zespołu: Merciless Death. Zresztą jak się potem okazało, nie ostatniego numeru z Darkness Descends. Poleciał też Death Is Certain (Life Is Not). Zanim jednak było nam dane usłyszeć tytułowy numer z Darkness Descends, poprzedził go fenomenalnie zagrany The Death of Innocence z Leave Scars. Doskonale sprawdził się na tym koncercie gitarowy duet Eric Meyer/ Laura Christine – była w tym dzikość, pasja i precyzja. Na koniec poleciały dwa numery z Darkness Descends: tytułowy i Perish In Flames.

 

Powiem szczerze, po tym koncercie nie chciałem już żadnym występem zaburzać sobie atmosfery, jaka ogarnęła mnie po tym występie, dlatego odpuściłem sobie koncerty Meshuggah, Gojira czy niestety planowany na dość późną porę koncert Unleashed, który pewnie chętnie bym zobaczył, gdyby nie pora. Poza tym zobaczyłem wszystko, co mnie interesowało, koncert Dark Angel był dla mnie doskonałym uwieńczeniem tegorocznego festiwalu.

Zobaczymy, co organizatorzy festiwalu przygotują za rok. Mam nadzieję, że tym razem lepiej wyważą to i postarają się, aby występy podobnych stylistyczne zespołów nie nachodziły na siebie, bo naprawdę żal było opuszczać koncert Voivod, by zobaczyć Dark Angel. To było traumatyczne i bardzo bolesne przeżycie. Bardzo ubolewam, że w tym roku było za mało klasycznych zespołów. Znalazło się tu kilka interesujących kąsków, tak, że trudno narzekać. Już dla samego Danzig i Dark Angel warto było tu przyjechać.

NecronosferatuS

 

baa222

 


 

 

 

Informacje o wydajności

Application afterLoad: 0.001 seconds, 0.29 MB
Application afterInitialise: 0.018 seconds, 0.97 MB
Application afterRoute: 0.025 seconds, 1.21 MB
Application afterDispatch: 0.043 seconds, 2.34 MB
Application afterRender: 0.047 seconds, 2.46 MB

Zużycie pamięci

2607136

Zapytań do bazy danych: 12

  1. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = '1fhfqr9vg3hbretclctjfppd81'
  2. DELETE
      FROM jos_session
      WHERE ( time < '1715190561' )
  3. SELECT *
      FROM jos_session
      WHERE session_id = '1fhfqr9vg3hbretclctjfppd81'
  4. INSERT INTO `jos_session` ( `session_id`,`time`,`username`,`gid`,`guest`,`client_id` )
      VALUES ( '1fhfqr9vg3hbretclctjfppd81','1715191461','','0','1','0' )
  5. SELECT *
      FROM jos_components
      WHERE parent = 0
  6. SELECT folder AS type, element AS name, params
      FROM jos_plugins
      WHERE published >= 1
      AND access <= 0
      ORDER BY ordering
  7. SELECT MAX(time) 
      FROM jos_vvcounter_logs
  8. SELECT m.*, c.`option` AS component
      FROM jos_menu AS m
      LEFT JOIN jos_components AS c
      ON m.componentid = c.id
      WHERE m.published = 1
      ORDER BY m.sublevel, m.parent, m.ordering
  9. SELECT template
      FROM jos_templates_menu
      WHERE client_id = 0
      AND (menuid = 0 OR menuid = 6)
      ORDER BY menuid DESC
      LIMIT 0, 1
  10. SELECT a.*, u.name AS author, u.usertype, cc.title AS category, s.title AS section, CASE WHEN CHAR_LENGTH(a.alias) THEN CONCAT_WS(":", a.id, a.alias) ELSE a.id END AS slug, CASE WHEN CHAR_LENGTH(cc.alias) THEN CONCAT_WS(":", cc.id, cc.alias) ELSE cc.id END AS catslug, g.name AS groups, s.published AS sec_pub, cc.published AS cat_pub, s.access AS sec_access, cc.access AS cat_access 
      FROM jos_content AS a
      LEFT JOIN jos_categories AS cc
      ON cc.id = a.catid
      LEFT JOIN jos_sections AS s
      ON s.id = cc.section
      AND s.scope = "content"
      LEFT JOIN jos_users AS u
      ON u.id = a.created_by
      LEFT JOIN jos_groups AS g
      ON a.access = g.id
      WHERE a.id = 1848
      AND (  ( a.created_by = 0 )    OR  ( a.state = 1
      AND ( a.publish_up = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_up <= '2024-05-08 18:04:21' )
      AND ( a.publish_down = '0000-00-00 00:00:00' OR a.publish_down >= '2024-05-08 18:04:21' )   )    OR  ( a.state = -1 )  )
  11. UPDATE jos_content
      SET hits = ( hits + 1 )
      WHERE id='1848'
  12. SELECT id, title, module, position, content, showtitle, control, params
      FROM jos_modules AS m
      LEFT JOIN jos_modules_menu AS mm
      ON mm.moduleid = m.id
      WHERE m.published = 1
      AND m.access <= 0
      AND m.client_id = 0
      AND ( mm.menuid = 6 OR mm.menuid = 0 )
      ORDER BY position, ordering

Wczytane pliki języka

Nieprzetłumaczone frazy - tryb diagnostyczny

Brak

Nieprzetłumaczone frazy - tryb projektanta

Brak