CAVALERA/SEPULTURA
Bestialska Dewastacja. Act I.
Prawdę mówiąc, kupując ten krążek, nie spodziewam się cudu. Osobiście podchodzę dość sceptycznie do faktu ponownego nagrywania przez wykonawców klasycznych materiałów, nigdy nie byłem zwolennikiem tego typu praktyk. Moim zdaniem klasycznych dzieł nie powinno się ruszać.
Niewiele można by wymienić płyt, które mogłyby przebić pierwszą wersję. No może poza wyjątkiem debiutu MORBID ANGEL. W tym przypadku Abominations of Desolation jest znaczne słabszą wersją niż Altars Of Madness, ale oba materiały mają wartości dodatnie i są na swój sposób bardzo interesujące. Dlatego w tym przypadku mam oba albumy na półce i lubię je tak samo. W przypadku KAT, MANOWAR, EXODUS, SAXON, TWISTED SISTER i wielu innych nagranych na nowo płyt to się nie sprawdziło.
Świeżo po przesłuchaniu nowej wersji Bestial Devastation powiem szczerze – jestem bardzo mile zaskoczony. Oczywiście trudno to zestawiać z pierwowzorem, w którym drzemie młodzieńcza energia i szaleństwo. Kocham Bestial Devastation za surowość i prymitywizm, to piwniczne brzmienie. Stare wersje mają w sobie tę młodzieńczą porywczość, poza tym, pierwsze wersje w unikatowy sposób oddają ducha tamtych czasów. Nie da się odtworzyć tej atmosfery, nagrywając te numery ponownie. Mimo to byłem zaskoczony nowymi wersjami, spodziewałem się czegoś w klimacie większości współczesnych produkcji sygnowanych logo Nuclear Blast, a tu proszę – takie miłe zaskoczenie.
Bestial Devastation pierwotnie zostało zarejestrowane w spartańskich warunkach na ośmiośladzie. Tak czy inaczej, zawartość tego mini LP wystarczyła, by rozpętać prawdziwe piekło na ziemi i zwrócić uwagę metalowej sceny na nowy brazylijski band, który dzięki swojej muzyce przykuł uwagę fanów ekstremalnej muzyki na całym świecie. Oczywiście, zanim powstała SEPULTURA na brazylijskiej scenie istniały zespoły grające drapieżną odmianę metalu. Jednym z pierwszych takich bandów było VULCANO. Jednak ten band nie miał tak wielkiej siły przebicia, mimo ogromnej popularność w samej Brazylii, nie mając jednak szans przebić się na Zachód. Dopiero Sepulturze udała się ta sztuka. Metalowy świat zaczął bacznie śledzić poczynania brazylijskiej sceny, która okazała się niezwykle płodną, oferując coś zupełnie świeżego i oryginalnego.
Wracając do rerecordingu. Nie brzmi to współcześnie, co moim zdaniem jest sporym atutem tych nagrań. Owszem, jest to zagrane z niezwykłą precyzją i jest na pewno znacznie lepiej wyprodukowane, ale nie zaburza to dawnej struktury utworów. Rzecz jasna pierwsze wersje zawsze będą dla mnie bardziej ujmujące. Słyszałem je w czasach kiedy powstały, przez co przesiąkłem tym na dobre i dlatego do dziś ujmują mnie swoją szczerością. To mnie ujęło w tych nagraniach. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy raz je usłyszałem – emanowało to czymś opętańczo złowieszczym, było w tym tyle Diabła, że szok; czuło się w tych nagraniach prawdziwie buntowniczą energię młodych nieokrzesańców.
W nowych wersjach tego nie ma, za to panowie Cavalera pozwolili sobie wnieść nieco świeżego powiewu do tej muzyki. W końcu od wydania po raz pierwszy Bestial Devastation minęły niemal cztery dekady. Dlatego trudno się dziwić, że kiedy nadarzyła się okazja ponownych nagrań klasycznych kompozycji, bracia Cavalera wnieśli trochę innowacji. Choćby za sprawą solowych partii gitar, słychać tu spory progres, a materiał nabrał przez to nieco odmiennego charakteru. Dla wielu z Was nie jest to bez znaczenia, ale czy stał się przez to gorszy, czy lepszy? Musicie ocenić to sami. Zdaję sobie sprawę, że wielu z Was na pewno stwierdzi, że jakakolwiek ingerencja w stare wersje jest profanacją. Rozumiem to doskonale, ale z drugiej strony, patrząc na to z perspektywy artystów, musimy zrozumieć, że kiedy przez wszystkie te lata grania doskonalisz swój warsztat, trudno powstrzymać się, jeśli nadarza się okazja nagrania strych numerów na nowo by nie zrobić tego lepiej. Muzycy tak mają.
Sam pierwszy raz z twórczością Sepultury zetknąłem się za sprawą Morbid Visions. Następnym albumem była Schizophrenia, dopiero potem udało mi się pożyczyć na giełdzie w warszawskich Hybrydach split LP Overdose/ Sepultura. Pamiętam, że ten winyl, szczególnie strona Sepultury zrobił na mnie powalające wrażenie. To był niezwykle mroczny, cuchnący siarką i smołą materiał. Strona Overdose to klasyczny Heavy Metal, miało się to tak do zawartości Bestial Devastation, jak kapele z kompilacji Scandinavian Metal Attack do Bathory. Tworzyło to taki sam dysonans pomiędzy zespołami. Przez długi czas nie mogłem dorwać tego spilta, z czasem wpadło mi w ręce winylowe wydanie Cogumelo z 1990 roku. Był to już sam wyodrębniony materiał Sepultury z bonusowym numerem Troops of Doom.
Mam bardzo silny emocjonalny stosunek do tego materiału i bardzo lubię jego pierwotną wersję. Nie ukrywam, że byłem pełen obaw czy wersja Cavalerów spełni moje oczekiwania, jednak w ostatecznym bilansie ten materiał naprawdę potrafi porwać człowieka. Dodatkowo warto również zwrócić uwagę na bonus w postaci nigdy dotąd niepublikowanego utworu w wersji studyjnej: Sexta Feira 13.
Powiem jedno, nowa wersja Bestial Devastation nie jest zła!!!! Myślę, że warto dać szansę tym nagraniom. Bardzo obawiałem się partii wokalnych Maxa, ale o dziwo i tu wszystko się zgadza. Rozumiem postępowanie muzyków, którzy jako młodzi ludzie podpisali bandycki kontrakt z Cogumelo, zrzekając się dożywotnio praw do tych nagrań i aby móc czerpać jakieś korzyści ze swojej artystycznej spuścizny, musieli nagrać te kawałki ponownie. Zrobili to jednak z głową, nie zapominając o tym, że te nowe wersje muszą brzmieć oldschoolowo. Tu nie było miejsca na piękne wypolerowane brzmienie. Doceniam to, że panowie dopilnowali, by ten materiał miał brzmienie z końca lat 80. Dlatego nowa wersja Bestial Devastation na pewno zostanie na mojej, półce obok swego pierwowzoru.
Chorobliwe wizje. Act II.
W przypadku reedycji Bestial Devastation byłem mniej krytyczny. Natomiast jeżeli chodzi o rerekording Morbid Visions, ocena tego już nie była tak oczywista. Raz, że Morbid Visions był moim pierwszym kontaktem z muzyką tego zespołu, tak więc mam większą emocjonalną więź z tymi nagraniami. Ponadto pierwotne nagrania miały już bardzo wyrazistą formę i przekaz tej muzyki był niezwykle atrakcyjny. Czuło się w tym potężną siłę, z tym tak charakterystycznym chropowatym brzmieniem, które potem stało się znakiem firmowym brazylijskiej sceny. W tamtym czasie większość kapel Cogumelo korzystało z tego samego studia nagrań. Ograniczone możliwości techniczne sprawiły, że większość kapel brzmiała podobnie, z czasem stając się rozpoznawalnym znakiem tamtejszej sceny ekstremalnej muzyki. Ta odrębność stylistyki brazylijskich załóg w połączeniu z tym chropowatym surowym brzmieniem tworzyła coś niezwykle zjawiskowego. Nikt tak poza Brazylią wtedy nie brzmiał. Wystarczyło posłuchać kilka sekund muzyki, by wiedzieć, że to kapela z tego kraju. Zresztą taką stylistyczną i brzmieniową odrębność można było również zaobserwować w innych częściach świata. Teutoński Metal brzmiał zupełnie inaczej niż amerykański, kanadyjski czy francuski. To było niesamowite, kapele grając pozornie ten sam gatunek muzyki, brzmiały niezwykle oryginalnie.
Morbid Visions od samego początku było niezwykle wyrazistym dziełem. Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałem ten winyl z intro Carmina Burana — Carla Orffa, ciary przeleciały mi po plecach i nagle trach, totalna niepohamowana agresja utworu tytułowego poraziła moje zmysły czymś nieokrzesanym, prymitywnym i cudownie mrocznym. Ten album przez długi czas był jednym z moich najczęściej słuchanych materiałów z tamtejszej sceny, a powiem Wam, że mieliśmy doskonale dojście do nowości z Brazylii. Wszystko za sprawą kilku osób z giełdy, m.in. Krzyśka, który był współorganizatorem S'thrash'ydło Metal Fest. Krzychu przyjeżdżał z Ciechanowa na warszawską giełdę pod Hybrydy i przywoził te skarby, które zdobywał, wymieniając z Cogumelo za polskie materiały. To za jego sprawą wiele osób poznało takie hordy jak SARCÓFAGO, MUTILATOR, CHAKAL, MUTILATOR, VULCANO, HOLOCAUST, GENOCÍDIO, MX i całą masę innych doskonałych kapel z tego obszaru świata. To właśnie od niego udało mi się dorwać m.in. Warfare Noise ‘85.
Wracając do Morbid Visions braci Cavalera. Pierwsza rzecz, jaka mnie zmartwiła, to brak tego charakterystycznego intro. Wiem, że to drobiazg, ale brakowało mi tego. Wiem, wiem, powiecie: na kolejnych reedycjach Sepultura zrezygnowała z tego intro ze względu na prawa autorskie. Zresztą to tak naprawdę nieistotna sprawa. Natomiast zwróciłem uwagę na minimalne zmiany w aranżach co niektórych fragmentów utworów. Nie jest to bardzo rażące, niby nic, a jednak jakaś zmiana.
Nowe wersje tytułowego utworu Morbid Visions czy Troops of Doom bardzo miło mnie zaskoczyły, gdyby całość tej płyty zachowała podobny charakter, byłbym wpiekłowzięty. Generalnie większość utworów brzmi wiernie, drobne zmiany typu lepiej zagrane gitarowe solo (jak to ma miejsce m.in. w Crucifixion czy Mayhem), czy solidnej brzmiące bębny. Te elementy to akurat spory atut tych nagrań, to samo wokale Maxa. Jest to cały czas niezwykle porywcze i wściekłe granie, a charakter dawnej buntowniczej natury numerów został zachowany. Poza tym brzmi to starodawnie, nie ma plastiku.
Cóż, od momentu powstania pierwszych wersji tych utworów minęła cała wieczność. Panowie przez te lata cały czas doskonalili swój warsztat i to słychać. To naprawdę solidna porcja muzycznej dewastacji – słucha się tego z prawdziwą przyjemnością. Tak powinna brzmieć obecnie SEPULTURA!!!!!!!!!!!!!! Bardzo mocnym akcentem na nowo nagranego Morbid Visions jest bez wątpienia smolisty Funeral Rites – kocham takie granie.
Rzecz, która mnie trochę drażni – powiem szczerze, nie przepadam, kiedy zmienia się kolejność utworów. Pierwotnie Crucifixion otwierał stronę B, tu jest ostatnim numerem na stronie A. Niby nic, a jednak irytuje.
Warto zwrócić uwagę na ostatni numer na reedycji Cavalerów, chodzi o Burn The Dead, gdzie gościnnie na gitarze zagrał Tony Roberts z DISCHARGE. Kolejna perełka. Pytanie, czy jest to numer odgrzebany z odmętów przeszłości i nagrany na nowo? Starałem się znaleźć jakąś informację na temat tego numeru i nic nie znalazłem. Tak czy inaczej ten numer pasuje do całości. Jest to niezła gratka dla fanów.
Reasumując: obie reedycje to coś fantastycznego. Te na nowo nagrane numery kopią dupska aż miło. Dzięki klanowi Cavalera te utwory dostały drugie życie i myślę, że doskonale sprawdzą się podczas listopadowej trasy koncertowej po Europie. Już nie mogę się odczekać koncertów w Polsce (27 listopada Warszawa / Kraków 28 listopada).
NecronosferatuS