CASTLE - In Witch Order CD 2011 Van Records
Kiedy pierwszy raz wrzuciłem ten dysk do swojego odtwarzacza byłem przygotowany na zgoła inną muzykę, o dziwo zostałem mile zaskoczyły, już od pierwszych taktów Descent Of Man odczułem sporą porcję energii i tej specyficznej dla doom metalu atmosfery z mocnym niemal sabbathowym riffem, który w połączeniu z wokalami ala Wendy O Williams, z tą charakterystyczna lekką chrypą w idealny sposób nadaje kompozycji drapieżności. To bardzo mocny akcent na otwarcie całości materiału, Fire In The Sky tym razem rozpoczyna się bardzo funeralnym wolnym tempem, które nabiera po chwili nieco szybszego charakteru, niestety w tym numerze całość straciła nieco na sile, niby wszystko hula, ale czegoś mi brakuje, Slaves of The Pharaoh bez wątpienia ma w sobie wyjątkową pulsacje, ponadto brzmienie gitary nadaje tej kompozycji pazura, choć z każdą chwilą wokale Elizabeth tracą na sile w tej kompozycji. Wysokie partie nie są jej mocna strona, na szczęście wspiera ja w tym numerze Mat, Knife In The Temple tutaj czuję się Diabła, wokale odzyskały moc - są bardziej wiedźmie i choć ta kompozycja posiada prostą jak cep konstrukcję ma w sobie to coś, brakuje mi jedynie tego typowego ciężaru gitar z poprzednich kompozycji. Total Betrayal tym razem mamy do czynienia z bardzo koszącym bujanym numerem, mającym spory ładunek emocji, to musi być killer na koncertach, Spellbinder ma w sobie znamiona Wikańskiej atmosfery, choć i w tym numerze wokale nie porywają. Lost Queen to jeden z ciekawszych numerów na tej płycie. Płynąca leniwie kompozycja ma świetnie budowany nastrój i te hipnotyczne wokale z pogłosem, który nadaje tej kompozycji magicznego charakteru, warto również zwrócić uwagę na końcowe gitarowe solo, Shaman Wars ten numer klimatem nawiązuje do lat 80tych. Wyczuwa sie tu ten specyficzny klimat, Sleeping Giant z tym gitarowym wstępem ala Bathory na swoich epickich płytach w połączeniu z masywnym doom metalowym metrum nadaje bardzo posępnego klimatu tej kompozycji, Butcher of Los Angeles to nieco odmienna od pozostałych kompozycja sporo tu po łamanych rytmów, mieszających sie z Punk-owa energią, Devil’s Castle zamykający utwór płytę mający w sobie spory ładunek agresji zaklętej w partiach gitar oraz mocne, niemal Slayerowskie, riffy górują nad całością. Warto również zwrócić uwagę na warstwę liryczną tej płyty bo właśnie w tekstach tej płyty drzemie spora moc doskonale współgrająca z całością. (Recenzja z #3 OMMM 2011)