THE NO-MADS- Lost Control CD 2013
Od ukazania się „The Age Of Demise” mijają w tym roku 3 lata, ale bynajmniej nie był to stracony czas dla THE NO-MADS, który w tym okresie był aktywny, grając całą masę małych i dużych koncertów, w tym min. na tegorocznej edycji Metal Fest, gdzie zresztą zespół zaprezentował się naprawdę fenomenalnie. W roku 2012 zespół zakończył pracę nad kolejnym albumem „Lost Control”, o którym dzisiaj powiem co nieco. „Lost Control” to dziewięć masywnie brzmiących utworów, w tym dwa znane już nieco wcześniej z thrash metalowej kompilacji „Thrashing Damnation 2”. Całość płyty zagrana niezwykle dynamicznie posiada ogromny ładunek energii, sporo tu porywających riffów i niszczących solówek, do tego oszalałe tempa w klimacie teutońskiego thrash metalu z okolic końca lat 80tych. Słychać tu echa DESTRUCTION, SODOM, HOLY MOSES, a przy tym nie jest to kopia wyżej wymienionych załóg. THE NO-MADS owszem nawiązuje stylistycznie do twórczości tych zespołów, ale mimo wszystko posiada swoją tożsamość, oferując słuchaczowi wyrafinowaną muzykę, inteligentne aranże a dodatkowo świetne wykonanie, co potęguje bardzo pozytywne doznania. Jest to wyrazista, bogata muzyka, bardzo mocno nawiązująca do klasycznych tradycji tego gatunku. Sporo zmian tempa, nastrojów, emocji. Jest to szczere do bólu, a co bardzo ważne THE NO-MADS uchował się przed plastikowym i syntetycznym brzmieniem. Wszystko jest tu zagrane organicznie, dzięki czemu kompozycje emanują oldschoolowym klimatem, tak bliskim memu sercu. „Lost Control” to niezwykle mocny, a przy tym dojrzały materiał. Wokale Sylwii robią tu naprawdę zajebiste wrażenie, dodając całości pazura. Nie ma tu słabego utworu. Otwierający całość „Final Destination” to istny cios, po którym trudno będzie się wam podnieść. To samo niezwykle dynamiczny „Politix (World Of Shit)” z opętańczą solówką - rewelacjaJ Kolejny cios to tytułowy „Lost Control” i tu nie ma zmiłuj się! Kolejna nawałnica brutalnego i niezwykle energetycznego thrash metalu, ciekawe partie perkusji i gitarowe solo po prostu zmiecie was z nóg. „C.A. River Plate” to kolejny pochód śmiercionośnej siły z nieco połamanymi riffami, a do tego wściekłe wokale Sylwii tną z siłą łańcuchowej piły. Dodatkowym smaczkiem tego utworu jest fragment zaśpiewany po hiszpańsku! Świetne, nieco po jechane partie gitar, nawiązujących do klasycznych utworów VOIVOD. Machina gna z taką siłą, że nic już nie jest w stanie jej zatrzymać. „Possessed By Beer” to kolejny skomasowany atak. Tym razem zaśpiewany po niemiecku, a u boku Sylwii tym razem na wokalach Fritz z NUCLEAR WARFARE. Kolejny kopniak w głowę to cover HOLY MOSES „Reborn Dogs” - robi się naprawdę gorąco! „The Impact” to dla odmiany nieco wolniejsza kompozycja, ale i tu nie brakuje energii, choć więcej w tym złożonych technicznie riffów, upiększonych dodatkowo kolejnym ciekawym gitarowym solo. „Red Blood Bay” - połamany a zarazem bardzo koszący numer, sporo tu agresji. Sylwia rozdaje razy niczym piekielny pejcz, chorobliwe gitarowe wstawki i dość połamane perkusyjne rytmy tworzą zwarte i niezwykle masywnie brzmiące uderzenie, po którym trudno ustać o własnych siłach. Do tego gitarowe wariacje Przemka dobijają leżącego tak, że trudno będzie się wam podnieść! Ostatni, zamykający całość utwór „Oort Cloud”, to bardzo ponuro rozpoczynający się numer. Wolne, masywne riffy toczą się niczym piekielna machina. Stopniowo nabierają niszczącej siły. Świetne pasaże solowe gitar, ciekawie połamane rytmy - wspaniały instrumentalny numer na koniec, z tym lirycznym, niemal Maidenowskim, wyciszeniem. Te nieco ponad 36 minut muzyki, jaką aplikuje nam THE NO-MADS, pozostawi w waszych umysłach spory niedosyt, ale i na 100% sprawi wam sporo radości! A więc co, niech „Last Control” kolejny raz kręci się w moim odtwarzaczuJ